Mijający rok obfitował zarówno w pozytywne jak i negatywne wydarzenia biegowe. Wydaję mi się że jednak pozytywów było więcej, a przynajmniej swoją mocą przyćmiły negatywy. Walki z samym sobą i własnymi ułomnościami było sporo. Różnie bywało, ale rok chyba się zbilansował i zamykam ten okres z zyskiem. Jednak zacznijmy od początku.
styczeń
W tym miesiącu starałem się intensywnie przygotowywać do Trójmiejski Ultra Track, który miał się odbyć w lutym. Miałem wtedy okazję spędzić tydzień czasu w Ustroniu Morskim. Mogłem więc oddać się spokojnym i długim biegom. Trasa do Kołobrzegu i z powrotem świetnie się do tego nadawała.
luty
Tutaj napięcie rosło z każdym dniem. Treningów było coraz mniej, skupiałem się raczej na przygotowaniu mentalnym. 18 lutego pobiegłem swój pierwszy ultramaraton i udało się ukończyć ten bieg. Czas nie był może super osiągnięciem, ale i tak miałem grubo ponad godzinę zapasu w stosunku do limitu. Jak do tej pory uważam to za swój największy sukces biegowy.
marzec
Ten okres to leczenie ran po TUT. Bolało wszystko i tak naprawdę nie wiem czy do końca wyleczyłem rany. Jednak niesiony na fali sukcesu nie przejmowałem się tym zbytnio. Myślę że był to zaczątek późniejszych problemów.
kwiecień
To był nijaki miesiąc. Niby już wiosna, ale nie do końca. Bieganie było pozbawione emocji. Wychodziłem na trening, robiłem swoje i wracałem. Takie klasyczne klepanie kilometrów bez konkretnego celu.
maj
Zrobiło się cieplej. 22 maja miałem bieg pod tytułem Jantarowy Przełaj. Pierwszy raz w wersji półmaratonu. Występ ten oceniam średnio jak na moje możliwości. Miałem konkretny plan na ten bieg. Jednak organizatorzy w ostatniej chwili zmienili przebieg trasy i w zasadzie nikt do końca nie wiedział jak ona wygląda. Założenia biegu zostały spełnione, jednak gdybym wiedział jak wygląda trasa to pobiegłbym inaczej i uzyskał lepszy czas.
czerwiec
Kolejne klepanie kilometrów. Jednak miałem już kolejny cel biegowy. Trzeba było się zacząć przygotowywać. Termin był na wrzesień, a to wymagało już konkretnych działań. Więc zacząłem działać, ale szło mi to opornie.
lipiec
Wakacje i urlop. Wysoka temperatura nie sprzyjała długim dystansom, a tym bardziej szybkim biegom. Ponadto urlop spowodował drastyczny wzrost wagi. Sądziłem że 10 dni na rajskiej wyspie nie spowoduje takich problemów z masą lub nie będzie problematycznym powrót do stanu początkowego. Bardzo się myliłem.
sierpień
Mocno przesadziłem. Miałem sporą nadwagą, a zrobiłem duży kilometraż jak na moje możliwości. Do tego podbiegi, zbiegi, bieganie w terenie. Bańka pękła. Rozcięgno podeszwowe uniemożliwiało mi bieganie. Zbawiennym okazały się zabiegi fizjoterapeutyczne. Było światełko w tunelu, że następny bieg ultra będzie w moim zasięgu.
wrzesień
Tutaj działo się naprawdę sporo. Najpierw Bieg Westerplatte i kompletna porażka. Problemy z łydką i ledwo dobiegłem do mety. Tydzień później kolejne wyzwanie jakim było 100 kilometrów - czyli Ultaramraton Kaszubska Poniewierka. Niesamowite emocje i spełnienie. Tak jednak nie było. Na dziesiątym kilometrze, w ciemności, gdzieś w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym straciłem nadzieję na ukończenie tego biegu. Znów odezwała się łydka. Chciałem zrezygnować na pierwszym punkcie kontrolnym, ale dobiegłem trochę dalej. Zaliczyłem 51 kilometrów i zaczątki depresji. Jednak szybko się pozbierałem i ponownie podjąłem walkę z z samym sobą. Od tego momentu skupiłem się na redukcji masy ciała.
październik
Dieta redukcyjna to trudny temat. W zasadzie wszystko toczyło się wokół tego zagadnienia. Codzienne liczenie kalorii i trening biegowy. Płonna nadzieja że się uda i stracę nadprogramowe kilogramy.
listopad
W zasadzie to samo co powyżej, ale efekty było już widać. Było trochę łatwiej...
grudzień
Start w Harcach Prezesa. Szybko, miło i przyjemnie. W zasadzie taki spacerek w towarzystwie znajomych w całkowitych ciemnościach. Do tego zabawa w znajdowanie punktów kontrolnych w lesie. Poza tym ciągła redukcja masy i przygotowania do przyszłorocznego TUT-a.
Na dzień dzisiejszy udało mi się pozbyć osiem kilogramów które tak bardzo ciążyły mi w dniu 16 września tego roku czyli na starcie Kaszubskiej Poniewierki. Do usunięcia pozostało jeszcze trzy kilogramy i myślę że do lutego 2018 uda się zrealizować plan.
Z perspektywy czasu stwierdzam że osiągnąłem więcej niż straciłem w tym roku. Oczywiście nadal coś tam mnie boli w stawach, nie pobijam życiówek na każdym treningu i nadal nie trenuję pięć dni w tygodniu. Ale czuję się lżejszy i to jest najważniejsze. Przyspieszyłem i postaram się nie zatrzymać.
Wszystkiego dobrego w nadchodzącym roku!!!
Komentarze
Prześlij komentarz