Tydzień przed świętami dopadł mnie katar. Mega katar. Nie byłem w stanie biegać. Całkowita porażka. Dopiero w piątek przed wigilią zebrałem się i wyszedłem na kilka kilometrów. Potem dwa dni świąt. Dieta trochę się rozjechała, podobnie jak waga. Ostatni bieg wczoraj. Bieg z bólem. Kolka od trzeciego kilometra. Drugi raz w życiu musiałem z tego powodu zatrzymać się. Tragedia. Liczę już dni do końca roku. Mam nadzieję że od stycznia wszystko się poukłada i wyrówna. Plan jest taki aby od nowego roku bardziej restrykcyjnie przestrzegać diety opartej na tłuszczach, zwiększyć ilość ćwiczeń siłowych i kilometraż biegów. W drugiej połowie lutego czeka mnie TUT czyli 65 (67?) kilometrów po górkach. Czasu mało, a mam wrażanie jakbym dopiero co zaczynał przygotowania. Straszne uczucie. Może faktycznie dopiero zaczynam przygotowania, a wcześniejsze bieganie to tylko rekreacja. Sam już nie wiem. Mam tylko nadzieję że początek przyszłego roku będzie bardziej przyjazny niż końcówka bieżącego.
bieganie dookoła wyspy