Przejdź do głównej zawartości

Depresja biegacza

Nie chodzi tu oczywiście o chorobę (chociaż jak okaże się w dalszej części tekstu byłem bliski tego stanu), ale o miejsce. Żuławy Wiślane. Południowa część tej krainy jest wyjątkowo płaska i charakteryzuje się depresją o czym przekonałem się dosyć boleśnie w ten weekend.


Sobota, czyli dłuższe bieganie. Miało padać do południa, ale kiedy wyszedłem na trening było już po deszczu. Byłem zadowolony z takiego obrotu sytuacji, zwłaszcza że nie widziałem siebie w strugach deszczu. Miejsce to okolice miejscowości Stegna i Jantar. Trasa prowadziła drogą z płyt betonowych, która wiła się pomiędzy polami uprawnymi. Po drodze trochę drzew i krzaków oraz kanałów regulujących poziom wód. 



Jako że było po deszczu droga w większości wyglądała jak rzeka. Omijanie wielkich kałuż wymagało sporej siły i skoczności. Każde zejście poza drogę kończyło się jeszcze gorzej. Grunt był jak gąbka dopiero co wyjęta z wody. Po kilku kilometrach w butach miałem sporo wody. Dodatkowo zaczęło mocno wiać. Moje wcześniejsze zadowolenie z braku deszczu szybko zniknęło. 



Po kilku kilometrach takiego biegu zacząłem szukać alternatywnej trasy i sposobu na osuszenie butów. Najprostszym sposobem było znalezienie w miarę suchej drogi. Kierowałem się ku asfaltowej ulicy która prowadziła w kierunku Stegienki. To było dobre posunięcie. Poziom wody w butach przestał się powiększać. W tym  momencie tylko mocno wiało, ale było stosunkowo sucho na 
poziomie stóp. 


Kolejne kilka kilometrów walki z wiatrem i nawrót w stronę Jantaru. Miałem już dość. Tego dnia chciałem wybiegać sporo kilometrów, ale straciłem całkowicie chęć na dalszy trening. Czułem się fatalnie. Kilkanaście kilometrów w tych warunkach spowodowało że byłem wykończony. Już tylko człapałem a nie biegłem. Tempo średnie wyniosło 6:34. Żuławy w końcu mnie pokonały. Teren płaski, a jednak bardzo wymagający. Dobrze że było względnie ciepło. Chociaż silny wiatr częściowo niwelował ten stan.



Przyszły tydzień ma być już dosyć mroźny. Więc są szanse na całkiem udane treningi. Wolę biegać w mrozie i śniegu, niż kiedy wieje i pada. Ale sądzę że nie jestem wyjątkiem. W piątek Harce Prezesa. W nocy temperatura ma spaść do -6 stopni. Zapowiada się ciekawie...   


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Garmin Vivoactive 3 - szczera recenzja.

Mój pierwszy zegarek biegowy pochodził od firmy Garmin. Był to prosty Forerunner 10. Miał jednak kolosalną przewagę nad wbudowaną aplikacją w telefonie. Umożliwiał na bieżąco kontrolowanie tempa i dystansu biegu wprost z nadgarstka.  Do dnia dzisiejszego użytkowałem kilka różnych zegarków, aż pojawił się Garmin Vivoactive 3. Wiem że jest już wersja z numerem 4, ale czasem nie warto przepłacać. 

Kamizelka Evadict + kołczan na kije czyli zestaw obowiązkowy - recenzja.

Długo czekałem, aż taki zestaw pojawi się w Decathlonie. Do tego w tak atrakcyjnej cenie. Aby nie trzymać w napięciu podaję ceny już teraz: kamizelka biegowa - 99,00 zł kołczan na kije - 49,00 zł Jak łatwo zauważyć cennik firmy na literę "S" stratuje z o wiele wyższego poziomu. Można w tym momencie pomyśleć, że konkurencyjne rozwiązanie jest w takim razie lepsze pod względem wykonania czy też funkcjonalności. W końcu wyższa cena bierze się z jakiegoś powodu. Jak jest w rzeczywistości? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Nike Downshifter 7 - piekielne buty - recenzja.

Raptem około dwieście kilometrów przebiegnięte w tych butach i chyba mogę już coś napisać o tym modelu. Zwłaszcza że jest o czym pisać w kwestii właściwości termicznych, ale o tym na końcu niniejszego wpisu.