Przejdź do głównej zawartości

Jantarowy Przełaj - czyli o strategii można zapomnieć...

Sobota 27 maja 2017 roku. Około godziny dziesiątej pojawiłem w biurze zawodów zlokalizowanym przy wejściu na plażę w Jantarze. Odebrałem pakiet startowy, przymocowałem numer startowy do pasa i pozostało tylko czekać na start który miał się rozpocząć o godzinie jedenastej.




Trasa biegu - oficjalna (chyba)

Niebo było praktycznie bezchmurne, temperatura powoli rosła, pojawiła się lekka bryza od strony morza. Stojąc na plaży i łapiąc promienie słoneczne, w pewnym momencie pojawił się reporter z regionalnej telewizji i portalu informacyjnego z zapytaniem o możliwość zadania kilku pytań odnośnie mającego nastąpić biegu. Oczywiście zgodziłem się i zacząłem odpowiadać na zadawane pytania. Po "wyczerpującym" (jak zwykle) wywiadzie ustawiłem się w miejscu startu. Spiker opowiadał w tym czasie o samym biegu i trasie do pokonania. Lekko zdziwiony byłem stwierdzeniem że trasa uległa pewnej korekcie. Wiedziałem że do tego doszło około 3 dni wcześniej. Jednak coś mnie zaniepokoiło w tej informacji, ponieważ padło stwierdzenie że owa zmiana nastąpiła chwilę przed samym biegiem. Nie zawracając sobie tym głowy postanowiłem dalej oczekiwać na wystrzał informujący o rozpoczęciu biegu.

W oczekiwaniu na start


Wywiad ;)

Wystrzał niestety nie nastąpił. Pani Wójt gminy Stegna po pociągnięciu za spust rewolweru startowego bardzo się zdziwiła że nie pojawił się żaden efekt audio-wizualny. Nie mniej zdziwiony był komentator biegu, który starał się powstrzymać start, ale peleton biegaczy ruszył i było po sprawie.

Chwilę przed startem

Tłum ruszył z przysłowiowego "kopyta". Pierwszy kilometr to próba znalezienia wolnego miejsca do poruszania się na wprost. Poniesiony tłumem osiągnąłem tempo na poziomie 5:22 minuty na kilometr. Spowodowane było to dwoma zbiegami które nadały mi sporą prędkość. Na drugim kilometrze postanowiłem przystopować. Wiedziałem że czekają mnie strome podbiegi, które można pokonać idąc a nie biec. Trzeba było oszczędzać siły. Inni pognali do przodu jakby to był bieg na 10 kilometrów. Ja jednak miałem plan żeby utrzymać średnie tempo na poziomie 5:55 minuty na kilometr i przebiec dystans półmaratoński w dwie godziny i pięć minut. Założenia takie były spowodowane przełajową trasą i stromymi podbiegami które mnie czekały.

Kolejne kilometry biegłem według wcześniejszych założeń. Byłem wyprzedzany, ale jakoś specjalnie mnie to nie martwiło. Trasa była płaska - typowa leśna droga. Pierwszy punkt z wodą był pomiędzy piątym a szóstym kilometrem. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ oznaczenie na trasie wskazywało dokładnie piąty kilometr, a mój zegarek pokazywał prawie 500 metrów więcej.

Kolejne dwa kilometry to długi nawrót i bieg otwartymi polanami w dosyć mocnym słońcu. Ciężko było znaleźć choć odrobinę cienia. Z jednej strony był las, natomiast z drugiej las i morze:) Pomiędzy dziewiątym a dziesiątym kilometrem pojawił się długi na około 600 metrów podbieg. Trochę byłem zdziwiony że tak późno. Wydawało mi się że wcześnie powinien być przynajmniej jeden podbieg i to bardzo stromy. Po podbiegu nastąpił krótki zbieg i drugi punkt nawadniający. Mój zegarek ponownie wskazywał odległość o około 500 metrów większą niż wskazywały oznaczenia organizatora biegu.

W tym momencie zaczęło się drugie okrążenie. Po czterech kilometrach dotarłem do punktu z wodą, który odwiedziłem na pierwszym okrążeniu. Był to mój ostatni kontakt z wodą na tym biegu. Do mety pozostało ponad siedem kilometrów. Organizator nie przewidział więcej punktów, a ja nie miałem miałem bidonów z jakimkolwiek płynem. 

Założone tempo zaczęło przynosić efekty w postaci wyprzedzania zawodników. W sumie naliczyłem dokładnie 11 osób które mijałem. Część z nich biegła, inne już szły. W okolicach 16 kilometra miałem lekki kryzys. Wydarzyło się to na wspomnianej wcześniej polanie. Słońce było w najwyższym punkcie. Dosłownie czułem zapach palonego piasku. Było ciężko. Jednak po kilkuset metrach powróciłem do zadanego wcześniej tempa. Jednak cały czas zastanawiał mnie brak podbiegów i zbiegów które były pokazane na filmie z trasy.

Ostatni podbieg

Między 17 a 18 kilometrem w przeciwnym kierunku przejechał quad z noszami, wóz strażacki oraz sami strażacy. Ktoś za mną potrzebował pomocy medycznej. 18 kilometr to skręt na północ z dosyć krótkim podbiegiem w kierunku plaży. Trochę za wcześnie, ale tak prowadziła trasa. Już przy samej plaży dostałem komunikat że jednak nie mam skręcić w lewo w stronę mety, tylko poruszać się w przeciwnym kierunku. Tam na horyzoncie majaczył niebieska flaga, przy której należało wykonać nawrót i dopiero wtedy kierować się w stronę mety biegu.

Tam gdzieś jest ta flaga

A tam gdzieś jest meta

Pierwotnie bieg po plaży miał mieć około 400 metrów, jednak docelowo zamknął się dystansem 3 kilometrów. Całą wcześniejszą strategię mogłem schować do szuflady. Byłem naprawdę wkurzony takim obrotem sytuacji. Nie zmienia się tak diametralnie trasy i to chwilę przed startem biegu.

Sam nawrót przy niebieskiej fladze to również spora pomyłka. Promień skrętu 180 stopni. Tempo spadło dosyć znacząco. Do tego piasek na plaży był teoretycznie wilgotny, jednak zapadał się pod stopami. Byłem przygotowany na krótki odcinek takiego biegu a nie na trzy kilometry i to w pełnym słońcu. Zdaję sobie sprawę że nie jestem typem sprintera i że nie planowałem "pudła" na tym biegu, ale pewne zasady chyba obowiązują.

W końcu zobaczyłem metę. Ostatnie kilkaset metrów po głębokim piasku i dotarłem do celu. Medal od Pani Wójt i udałem się uzupełnić płyny. Woda niestety miała temperaturę bliską wrzenia. Kubki stały na stoliku, który zupełnie nie był osłonięty przed słońcem. Słabo.

Chwilę przed metą

Oficjalny czas to 2:06:47, średnie tempo 6:01. Ciekawostka jest taka że organizator za dystans przyjął dokładnie 21 kilometrów a nie 21 kilometrów i 97,5 metra. Jednak moje dane zegarka wskazywały na dystans 21,6 kilometra, czas 2:06:54, średnie tempo 5:52. Czas na dystansie półmaratonu to 2:03:16. Czyli zmieściłem się w zakładanym czasie i tempie. W tym przypadku ufam bardziej wskazaniom Suunto niż czasom i odległością podawanym przez organizatora.

Na koniec autoportret (wykonany po biegu) mojego fotografa dzięki któremu mogłem zaprezentować zdjęcia z Jantarowego Przełaju.

Pan fotograf i flądra


  





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Garmin Vivoactive 3 - szczera recenzja.

Mój pierwszy zegarek biegowy pochodził od firmy Garmin. Był to prosty Forerunner 10. Miał jednak kolosalną przewagę nad wbudowaną aplikacją w telefonie. Umożliwiał na bieżąco kontrolowanie tempa i dystansu biegu wprost z nadgarstka.  Do dnia dzisiejszego użytkowałem kilka różnych zegarków, aż pojawił się Garmin Vivoactive 3. Wiem że jest już wersja z numerem 4, ale czasem nie warto przepłacać. 

Kamizelka Evadict + kołczan na kije czyli zestaw obowiązkowy - recenzja.

Długo czekałem, aż taki zestaw pojawi się w Decathlonie. Do tego w tak atrakcyjnej cenie. Aby nie trzymać w napięciu podaję ceny już teraz: kamizelka biegowa - 99,00 zł kołczan na kije - 49,00 zł Jak łatwo zauważyć cennik firmy na literę "S" stratuje z o wiele wyższego poziomu. Można w tym momencie pomyśleć, że konkurencyjne rozwiązanie jest w takim razie lepsze pod względem wykonania czy też funkcjonalności. W końcu wyższa cena bierze się z jakiegoś powodu. Jak jest w rzeczywistości? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Nike Downshifter 7 - piekielne buty - recenzja.

Raptem około dwieście kilometrów przebiegnięte w tych butach i chyba mogę już coś napisać o tym modelu. Zwłaszcza że jest o czym pisać w kwestii właściwości termicznych, ale o tym na końcu niniejszego wpisu.