W niedzielę wybrałem się ponownie na lekki trening w terenie. Lekki w sensie tempa, ale jak się okazało dosyć ciężki ze względu na panujące warunki pogodowe i strukturę terenową po której musiałem się poruszać.
W ramach przygotowań do sobotnich zawodów w Jantarze, wybrałem Sączki jako odpowiednik warunków z którymi przyjdzie mi się zmierzyć 27 maja. Czyli las, piasek, wydmy i trochę wzniesień. Ogólnie rzec ujmując to bardzo urozmaicony teren, co prezentują poniższe zdjęcia.
Wystartowałem po godzinie dziesiątej. Słońce już prażyło, wiatr tez był spory, ale jak się później okazało całkiem zbawienny. Temperatura w cieniu oscylowała w granicach 15-16 stopni. Ale jak powszechnie wiadomo w trakcie biegu odczuwalna temperatura zwiększa się o około dziesięć stopni. Do tego bieg w pełnym słońcu podbija to uczucie dwukrotnie. Łatwo więc nie było.
Kiedy dotarłem do przesieki pod którą (pod ziemią) ciągnie się ropociąg prowadzący do portu północnego, skręciłem w prawo do niewielkiego lasku aby schronić się w cieniu. Niestety ten stan nie trwał długo i znów znalazłem się na otwartej przestrzeni. Zacząłem przedzierać się wzdłuż wysokiej trawy w kierunku lasu nadmorskiego. Po drodze zaliczyłem kilka pętli, co powodowało że właściwie las znajdował się cały czas w odległości około kilometra. W końcu skierowałem się na północ. Podłoże zaczęło coraz bardziej przypominać plażę, a nie leśną czy też polną drogę. Pierwszy przystanek i uzupełnienie płynów zaplanowałem przy niewielkim jeziorku na skraju lasu. Dookoła leżało sporo malutkich kawałków bursztynu, które w dosyć osobliwy sposób mieniły się w promieniach słonecznych. Widoki były naprawdę przednie. Czułem się jak w oazie na pustyni.
Potem nawrót i bieg w stronę wspomnianej przesieki. Piasek na drodze w kolorze ciemnego grafitu unosił się w powietrzu przy każdym moim kroku. Do tego prażące słońce dokonywało dzieła zniszczenia. Pot lał się obficie. Nie było łatwo. Taka pogoda mi nie służy.
Kiedy dotarłem do przesieki, zacząłem kierować się w stronę ulicy Kontenerowej. To długa i prosta droga, jednak o podłożu składającym się z sypkiego i głębokiego piachu. Stopy zapadają się przy każdym kroku i trudno tu zachować równowagę.
W tym miejscu chciałbym uzupełnić recenzję butów Adidas Kanadia TR7. Wcześniej wypowiadałem się bardzo pozytywnie o tym produkcie. Teraz czas na łyżkę dziegciu. Przy poruszaniu się w opisywanym terenie, siateczka którą pokryty jest przód buta działa jak przysłowiowe sitko. Wystarczy wpaść w głębszy piasek, a ten natychmiast wsypuje się do buta. Po chwili stopa nie ma już wolnej powierzchni co powoduje otarcia. Na dłuższym dystansie może się to źle skończyć. Ponadto zastosowanie stuptutów w tym momencie mija się z celem. W Jantarowym Przełaju raczej wystartuję bez tego dodatku.
Po dotarciu do ulicy Kontenerowej zrobiłem nawrót i skierowałem się na południe, gdzie jest kolejny lasek. Po kilkuset metrach kluczenia wśród drzew ponownie znalazłem się na przesiece i po raz kolejny zmagałem się z głębokim piaskiem. Wiejący wiatr powodował unoszące się tumany kurzu. Jednak sam w sobie świetnie schładzał i to był duży pozytyw.
Po dziesięciu kilometrach takiego biegu w końcu dotarłem do domu. Nogi miałem całe czarne jakbym pracował w kopalni. Po zdjęciu skarpetek stopy wyglądały podobnie. Z butów, które były całe w pyle, wysypałem chyba pół kilograma piasku.
Teraz pozostają mi już tylko dwa lekkie treningi w bieżącym tygodniu, sporo spaghetti (choć wcześniej jaja na twardo) i czekanie na sobotę, którą na pewno opiszę w kolejnym poście.
Komentarze
Prześlij komentarz