W ostatnia niedzielę wybrałem się na kolejny dziesięciokilometrowy wypad po Żuławach Wiślanych. Bieg miał być spokojny i w umiarkowanym tempie.
To właśnie ten grill i tego nie powinno się jeść |
Problem był jednak taki, że dzień wcześniej konsumowałem dania przygotowane na grillu oraz zapijałem to wszystko chmielowym napojem. Zasadniczo nie powinno to stanowić jakiegoś specjalnego utrudnienia, ale jak się okazało splot kilku czynników spowodował niespodziewane doznania.
Zacząłem bieg dosyć szybko. Trasa była płaska. Lekki wiatr nie powodował specjalnych oporów. Słońce mocno świeciło. Temperatura z minuty na minutę wzrastała. Myślę że w połowie trasy (czyli w okolicy piątego kilometra) wynosiła około dwudziestu stopni w cieniu. Po drodze spotkałem dwa, a potem trzy zające, które biegły wraz ze mną. Były zupełnie nieświadome mojej osoby, ponieważ znajdowały się na polu, oddzielone rowem melioracyjnym i sporej wysokości trawą. Taki wspólny bieg trwał około pół kilometra. Był to ostatni pozytywny moment tego dnia.
Na szóstym kilometrze zaczęło się dziać coś złego. Teren był zupełnie pozbawiony jakiegokolwiek cienia. Słońce powoli zbliżało się do swojego najwyższego punktu tego dnia. Mocno się pociłem, zacząłem odczuwać dziwne dreszcze. Tętno powędrowało do wartości 173 uderzeń na minutę przy tempie biegu około sześciu minut na kilometr. Było bardzo źle.
Dodatkowo stało się to czego zawsze się najbardziej obawiałem. Na szczęście bez finałowych fajerwerków. Żołądek zaczął dawać znać że ma już dosyć. W miarę szybko zareagowałem. Przeszedłem do marszu i to mnie uratowało jak sądzę przed konwulsjami na środku polnej drogi, wśród żuławskich pól pszenno-buraczanych.
Kilkaset metrów marszu dało trochę wytchnienia i ustabilizowało pracę żołądka. Zacząłem powoli biec. Tętno spadło, dreszcze zniknęły. W końcu dotarłem do punktu docelowego mojego biegu.
Co poszło nie tak? Nie zabrałem ze sobą wody, a w połowie trasy zacząłem się dosłownie "topić" od panującej temperatury. Ubrałem bezrękawnik kompresyjny, co jak sądzę powinno pomóc, a jednak zaszkodziło. Chociaż nie do końca wiem dlaczego. Ponadto obfity grill dzień wcześniej nie powinien mieć żadnego wpływu na bieg, a okazało się że kilka nakładających się czynników spowodowało takie a nie inne reperkusje. Teraz jestem mądrzejszy. Zresztą jak zawsze po szkodzie...
Żałuję że nie zjadłem tego |
Myślę, że przeceniasz trochę rolę jedzenia w tej dyspozycji. Dopiero od niedawna zrobiła się prawdziwa wiosna, i być może doświadczasz przesilenia.
OdpowiedzUsuńSam mam takie rewelacje 2x w roku - wiosną i jesienią. Nagły spadek formy na kilka dni, z byle powodu :)
Mam nadzieję że to faktycznie tylko chwilowy spadek formy bez konkretnej przyczyny. Zobaczymy co będzie się działo w najbliższych dniach.
OdpowiedzUsuń