Wybitnie nie jestem typem biegacza ciepłolubnego. Zdecydowanie nie. Zresztą nie jestem jakimś wyjątkiem. Większość osób biegających woli temperaturę umiarkowaną. Nie od dziś wiadomo że idealna temperatura do biegania to wartość oscylująca w granicach dziesięciu stopni Celsjusza.
Jednak ja wolę kiedy jest jeszcze zimniej. Dlatego aktualnie strasznie się męczę biegając w panujących w tej chwili warunkach. W ostatni czwartek wykonałem dziesięciokilometrowy trening wzdłuż ropociągu rafinerii. Podłoże zupełnie nie sprzyjające do szybkiego biegu. Piach, wydmy i tym podobne atrakcje. Do tego mocno świecące słońce oraz temperatura ponad dwadzieścia kresek. Jak ja się męczyłem. Przebiegnięcie dziesięciu kilometrów zajęło mi ponad jedną godzinę. Nie ukrywam że bieg był przerywany marszem w celu przygotowania motoryki do Kaszubskiej Poniewierki. Przejście z biegu do marszu, a potem ponowne zmuszenie się do biegu, wbrew pozorom nie jest to takie proste. Do tego plecak z obciążeniem i napełnionym bukłakiem. Na tym dystansie wypiłem prawie 0,7 litra izotonika. Z jednej strony chciało mi się pić, a z drugiej chciałem przećwiczyć regulacje pasków plecaka w miarę zmniejszania się jego objętości. Bez tego plecak dosyć swobodnie zaczyna podskakiwać przy każdym kroku. Nic miłego i przyjemnego. Także jest to ważna rzecz.
Dziś pobiegłem kolejną dychę. Słońce za chmurami. Trasa płaska i asfaltowa. Nie zabrałem ze sobą żadnej wody. Pojawiła się nadzieja na szybsze bieganie. Faktycznie pierwsze cztery kilometry były całkiem dynamiczne. Jednak potem pojawiło się odcięcie. Tempo w dół, tętno w górę. Powietrze zrobiło się duszne, zwiększyła się wilgotność. Znowu męczarnia i odliczanie ile jeszcze kilometrów mi zostało. Tragedia. Czas poniżej godziny.
Reasumując, mogę stwierdzić że identyczna sytuacja zdarza się co roku. Temperatura w górę, moje osiągi w dół. Taka moja osobista korelacja szybkości do aktualnej pogody. Zdaję sobie sprawę że nie jestem jedyny w tych odczuciach. Ale mam wrażenie że nie wiem jakbym się starał to nie zmienię tego stanu rzeczy. Tylko Kenijczycy to potrafią... chyba.
Komentarze
Prześlij komentarz