Przejdź do głównej zawartości

Alkohol (piwo) i bieganie.

Jest to temat trudny i w pewnym sensie kontrowersyjny. Jednak postanowiłem się zmierzyć z tym zagadnieniem w oparciu o własne doświadczenia. Nie chcę tu pisać o naukowych dowodach mówiących o wpływie alkoholu na organizm biegacza. Te informacje są powszechnie znane. Posiadają zarówno zwolenników jak i przeciwników. Chciałbym się skupić na na tym jak ja osobiście to odbieram i jak to na mnie wpływa. No to zaczynamy spożywać...



Na wstępie chcę zaznaczyć, iż nigdy nie biegałem zaraz po spożyciu alkoholu (bieganie do sklepu się nie liczy). Moje pseudonaukowe wywody będą się odnosić raczej do efektu dnia następnego oraz wpływu piwa na organizm po biegu.


Przypadek nr 1. 

Przyjmijmy sytuację, że wypiłem kilka piw (4-5) wieczorem. Budzę się o ósmej rano dnia następnego, zjadam śniadanie - lekkie (płatki owsiane, jogurt naturalny, rodzynki i banan). Około godziny dziewiątej udaję się na trening. Początek biegu jest świetny. Pierwsze 2-3 kilometry pokonuję całkiem żwawo. Czuję się trochę otępiony, ale tempo utrzymuję bez problemów. Jednak z każdym kolejnym kilometrem prędkość powoli, ale zauważalnie spada. Tętno zaczyna piąć się w górę. Serce łomocze coraz mocniej. Zaczynam się mocno pocić. Nogi wiotczeją, zaczynam truchtać a nie biec. Wątroba nie nadąża z metabolizmem węglowodanów oraz nie jest w stanie uwolnić odpowiednich zasobów glukozy przy tak intensywnym wysiłku. Porażka na całej linii, trening bez efektywny. Dodatkowo mocne obciążenie organizmu i doprowadzenie do bardzo skrajnej sytuacji.


Przypadek nr 2.

Jestem po intensywnym lub długim biegu (maraton lub ultramaraton). Trzeba się zregenerować. Miejska legenda głosi że piwo bardzo pomaga w takich przypadkach. Bardzo dobre właściwości ma zwłaszcza piwo pszeniczne. Prawda jest taka, że dwie pierwsze butelki lub puszki działają bardzo pozytywnie. Mięśnie się rozluźniają, znikają powstałe wcześniej skurcze, ogólne samopoczucie utrzymuje się przez dłuższy czas. Jednak apetyty rośnie w miarę jedzenia (picia). Przesada w spożyciu alkoholu w takim przypadku może się w najlepszym razie skończyć na szybkim zaśnięciu lub w gorzej sytuacji na pobudce dnia następnego z dużym bólem głowy. Wtedy wydaje się że dobrym pomysłem jest "wybiegać" spożyte procenty. Jednak w tym momencie wpadamy w pułapkę i realizujemy scenariusz z przypadku nr 1. Umiar jest więc mocno wskazany.


Opisane wyżej dwie sytuacje wydają się być częściowo skrajne. Jednak efekt końcowy mają bardzo podobny. Moja rada? Zmniejszyć ilość spożywanego alkoholu (w końcu też jest dla ludzi) lub zmienić rodzaj spożywanego piwa na bezalkoholowe. Zdaję sobie sprawę że to dla niektórych kiepska alternatywa. Jednak wystarczy przetoczyć kilka faktów. Normalne piwo jest wysokokaloryczne. Zazwyczaj od 200 do 250 kcal (przy pojemności 500 ml). Mnożąc tą wartość razy pięć uzyskujemy piękną końcową liczbę 1250 kcal. Dla porównania, aktualnie stosuję dietę redukcyjną 1500 kcal na dzień. Mam nadzieję że widać skalę porównawczą. Oczywiście mogę się tłumaczyć, że w dzień treningowy spalam dodatkowe kalorie i limit dzienny się zwiększa. Jednak po co spożywać zazwyczaj puste piwne kalorie? Ponadto powstaje w takim przypadku efekt dnia następnego, problemy z wątrobą i takie tam...
Wracając do piwa bezalkoholowego to należy pamiętać że posiada ono o wiele mniej kalorii. Średnia wartość (500 ml) oscyluje w okolicach 100 kcal. Posiada również przeciwutleniacze oraz sporą dawkę witamin i minerałów oraz elektrolitów. Taki rodzaj izotonika o smaku piwa. No własnie - o smaku. Prawdziwy piwosz powie że to atrapa. Pewnie będzie miał rację, ale on nie musi biegać maratonów.

Na koniec jeszcze jedna ciekawostka. Podobno całkowite oczyszczenie organizmu ze skutków spożywania alkoholu wymaga dziewięciu miesięcy abstynencji. Przypadek? Nie sądzę...  


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Garmin Vivoactive 3 - szczera recenzja.

Mój pierwszy zegarek biegowy pochodził od firmy Garmin. Był to prosty Forerunner 10. Miał jednak kolosalną przewagę nad wbudowaną aplikacją w telefonie. Umożliwiał na bieżąco kontrolowanie tempa i dystansu biegu wprost z nadgarstka.  Do dnia dzisiejszego użytkowałem kilka różnych zegarków, aż pojawił się Garmin Vivoactive 3. Wiem że jest już wersja z numerem 4, ale czasem nie warto przepłacać. 

Kamizelka Evadict + kołczan na kije czyli zestaw obowiązkowy - recenzja.

Długo czekałem, aż taki zestaw pojawi się w Decathlonie. Do tego w tak atrakcyjnej cenie. Aby nie trzymać w napięciu podaję ceny już teraz: kamizelka biegowa - 99,00 zł kołczan na kije - 49,00 zł Jak łatwo zauważyć cennik firmy na literę "S" stratuje z o wiele wyższego poziomu. Można w tym momencie pomyśleć, że konkurencyjne rozwiązanie jest w takim razie lepsze pod względem wykonania czy też funkcjonalności. W końcu wyższa cena bierze się z jakiegoś powodu. Jak jest w rzeczywistości? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Nike Downshifter 7 - piekielne buty - recenzja.

Raptem około dwieście kilometrów przebiegnięte w tych butach i chyba mogę już coś napisać o tym modelu. Zwłaszcza że jest o czym pisać w kwestii właściwości termicznych, ale o tym na końcu niniejszego wpisu.