Z uwagi na kontuzję kostki (dokładnie stawu skokowego lub kaletki ścięgna achillesa - sam już nie wiem co mi dolega) postanowiłem niedzielne bieganie ograniczyć do minimum. Wybrałem tereny leśne okalające Stogi. Powodem takiego a nie innego wyboru były korzyści płynące z biegania po leśnych duktach. Miękkie podłoże działa kojąco na ścięgna i stawy oraz przez swoją strukturę powoduje wymuszenie innego działania całego układu motorycznego. Innymi słowy jest zdrowiej, bezpieczniej (choć nie zawsze) i bardziej technicznie.
Sam bieg był bardzo chaotyczny. Postanowiłem w miarę możliwości unikać głównych ścieżek leśnych i biec gdzie nogi poniosą. Zaliczałem wszystkie możliwe wzniesienia oraz zbiegi. Ograniczała mnie tylko granica morza i lasu. Kiedy tylko zbliżałem się do pierwszych oznak cywilizacji zmieniałem kierunek biegu na przeciwny. Tempo było raczej niskie, ale nie o to w tym treningu chodziło. Raczej podziwiałem okolice i skupiłem się na technice biegu. Zrobiłem też kilka przerw na wykonanie poniższych zdjęć aby podzielić się jesiennym klimatem lasu na Stogach. Mała galeria poniżej:
|
płasko |
|
jeszcze bardziej płasko |
|
pod górkę |
|
cisza i spokój |
|
stromo |
|
bieg granią |
|
gęsto |
|
bursztyniarze są wśród nas |
|
trochę wody i piasku |
|
znowu piasek i woda |
|
trawa |
|
pozostałości po II wojnie światowej |
|
? |
Kiedy zakończyłem trening i zgrałem dane z zegarka pojawiła się pewna nieścisłość. Otóż naniesiony na mapę ślad GPS miał się nijak do rzeczywistości. Pierwszy raz zdarzyło się żeby mój zegar aż tak zwariował. Z poniższego zrzutu wynika że poruszałem się jakieś dwa kilometry dalej od pierwotnej trasy oraz uprawiałem triathlon w Porcie Północnym.
Komentarze
Prześlij komentarz