To już ostatni wpis na temat mojej aktualnej diety. Bardzo krótki wpis będący w sumie podsumowaniem kilkumiesięcznych potyczek polegających na ciągłym liczeniu kalorii oraz pozostałych składników mojego pożywienia.
Aktualnie jestem na dość trudnym etapie. Do osiągnięcia całkowitego sukcesu pozostało naprawdę niewiele. Jednak te ostatnie kilogramy gubię naprawdę wolno. Z założonego tempa 1 kg / tydzień, w tej chwili zwolniłem do około 0,5 kg / tydzień. Zdawałem sobie sprawę że tak będzie. Końcówka zawsze jest najtrudniejsza.
Do startu w TUT pozostało około półtora miesiąca. Mam nadzieję że zgubię jeszcze trzy kilogramy, a wtedy będzie idealnie. Jednak to tylko nadzieja, a rzeczywistość może okazać się zupełnie odmienna. Jednak moje działania pokazują że deficyt kaloryczny daje pożądane efekty. Biegając jest jednak trudniej. Potrzebuję uzupełniać składniki odżywcze w większej skali niż gdybym nie biegał. Dlatego też muszę bardzo uważać aby nie przekroczyć cienkiej linii, będącej granicą deficytu kalorycznego. Służą temu oczywiście odpowiednie wyliczenia, ale równie ważne jest też samopoczucie. Są momenty kiedy czuję że przeholowałem i jednak za dużo zjadłem. Istnieją też odwrotne sytuacje i mój żołądek zaciska się niczym pętla na szyi. Te dwie skrajności pokazują że trzeba być cały czas czujnym i nie dać się zaskoczyć.
Ostatnio musiałem wykonać badania krwi. Wyniki będę miał za kilka dni. Lekarz zapisał w kajecie że biegam i weźmie to pod uwagę. Poinformowałem go o stosowaniu diety redukcyjnej. Zaznaczył że zwróci szczególną uwagę na poziom hemoglobiny. Ciekaw jestem czy objawi się anemia biegacza lub inne kwiatki. Póki co nie zmieniam diety i działam dalej według ustalonego planu. Najwyżej będę musiał zwiększyć spożycie żelaza, ale to już zależy od wyników. Na tą chwilę czuję się dobrze i chyba tak pozostanie. Choć "chyba" to jak zwykle słowo klucz.
Komentarze
Prześlij komentarz