Przejdź do głównej zawartości

TUT 2018 - oczekiwania vs. możliwości.

Pozostały niecałe cztery tygodnie do jednego z ważniejszych startów w tym roku. Im bliżej daty 17 lutego 2018, tym więcej rozmyślam o tym wydarzeniu. Postanowiłem więc przelać te przemyślenia na wirtualne strony niniejszego bloga.



Zacznijmy od atutów którymi dysponuję. Trasa o długości 65 kilometrów jest mi znana. Nie będzie już zaskoczenia że trzeba się wspinać po wzniesieniach jakie serwuje Trójmiejski Park Krajobrazowy. Również niektóre zbiegi po których nie da się zbiegać nie będą stanowiły zaskoczenia. To jak rozłożyć siły na takim dystansie też nie stanowi problemu. Nawadnianie oraz przyjmowanie odpowiedniej ilości posiłków mam już przećwiczone. W tej materii nie powinno być problemów.

To co doprowadziło do mojej porażki na Ultramaratonie Kaszubska Poniewierka jest już przeszłością. Na wadze widzę już wskazania zaczynające się od cyfry siedem. Ostatnio taki widok miałem przed oczami w czasach studenckich. Pięć miesięcy liczenia kalorii przynosi pożądane efekty. Jak wielki był to wysiłek (i nadal jest) wiem tylko ja.

Kolejna sprawa to treningi. Skupiam się raczej na jakości i czasie spędzonym na powietrzu niż na kilometrażu. Oczywiści cały czas, gdzieś za plecami słyszę głos aby biegać więcej i mocniej. Jednak zdaję sobie sprawę że nie na tym to do końca polega. Taki sposób przeprowadzania treningów może doprowadzić do kontuzji. Tego raczej bym nie chciał. Dodatkowo zaczynam w końcu wplatać ćwiczenia siłowe. Starałem się opóźnić ten moment, gdyż w moim wypadku powoduje to wzrost masy ciała. Jednak nie mam wyboru i trzeba machać sztangą.

Na drugim biegunie są moje oczekiwania odnośnie startu w biegu. Podstawowy cel to złamać dziewięć godzin. Wiem że to śmiesznie brzmi, ale to nie maraton po asfalcie (a ja nie biegam specjalnie szybko). Złamanie dziewięciu godzin to w moim przypadku zakończenie biegu o czterdzieści minut szybciej niż w zeszłym roku. Trudno będzie osiągnąć taki wynik. Wymaga to średniego tempa biegu o wartości 8 minut i 18 sekund na kilometr. Kilkanaście minut mogę uciąć na punktach żywieniowych. Reszta to szybszy bieg. W tym momencie zaczynają się schody. Nie wiem jakie będą warunki atmosferyczne. Te będą tak naprawdę dyktować tempo biegu. Jest to wielka niewiadoma. Mimo wszystko każda poprawa czasu jest akceptowalna i nie będę wybrzydzał.

Dodatkowo pojawił się nowy problem, że chwilowo straciłem swojego zająca na ostatnie 10 kilometrów biegu. Organizator dopuszcza udział takiej osoby właśnie na ostatnim odcinku trasy, który potrafi złamać niejedną osobę. Zwłaszcza że wtedy boli już wszystko, a czas wydaję się zatrzymywać w miejscu. Kilometry ciągną się w nieskończoność i człowiek traci nadzieję na szczęśliwe dotarcie do mety. Liczę jednak na wiernych kibiców na punktach żywieniowych.


Reasumując, trzeba napierać do przodu i robić to z głową. Nie dać się ponieść tłumowi na starcie (w tym roku zapisanych jest wyjątkowo aż 500 osób) i trzymać się swojego tempa. Nie bać się przewyższenia w postaci 1500 metrów. To w końcu 100 metrów mniej niż wysokość Śnieżki :)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Garmin Vivoactive 3 - szczera recenzja.

Mój pierwszy zegarek biegowy pochodził od firmy Garmin. Był to prosty Forerunner 10. Miał jednak kolosalną przewagę nad wbudowaną aplikacją w telefonie. Umożliwiał na bieżąco kontrolowanie tempa i dystansu biegu wprost z nadgarstka.  Do dnia dzisiejszego użytkowałem kilka różnych zegarków, aż pojawił się Garmin Vivoactive 3. Wiem że jest już wersja z numerem 4, ale czasem nie warto przepłacać. 

Kamizelka Evadict + kołczan na kije czyli zestaw obowiązkowy - recenzja.

Długo czekałem, aż taki zestaw pojawi się w Decathlonie. Do tego w tak atrakcyjnej cenie. Aby nie trzymać w napięciu podaję ceny już teraz: kamizelka biegowa - 99,00 zł kołczan na kije - 49,00 zł Jak łatwo zauważyć cennik firmy na literę "S" stratuje z o wiele wyższego poziomu. Można w tym momencie pomyśleć, że konkurencyjne rozwiązanie jest w takim razie lepsze pod względem wykonania czy też funkcjonalności. W końcu wyższa cena bierze się z jakiegoś powodu. Jak jest w rzeczywistości? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Nike Downshifter 7 - piekielne buty - recenzja.

Raptem około dwieście kilometrów przebiegnięte w tych butach i chyba mogę już coś napisać o tym modelu. Zwłaszcza że jest o czym pisać w kwestii właściwości termicznych, ale o tym na końcu niniejszego wpisu.