Przejdź do głównej zawartości

Chwilę przed startem.

Zostało kilkanaście godzin do startu w Trójmiejski Ultra Track (tym razem 68 kilometrów). Wyczekuję tego momentu od pół roku. To już naprawdę za chwilę. 
Jest mały stres. Ale to normalne, a nawet pożądane zjawisko. Praktycznie wszystko mam już przygotowane. Dziś tylko odbiór pakietu. Potem opisać żele numerem startowym, zapakować do kamizelki i czekać aż przyjdzie sen. Niby wszystko gotowe. Trenowałem w miarę sumiennie przez ostatnie pół roku. Zrzuciłem prawie jedenaście kilogramów masy (mam nadzieję że tłuszczowej). Nie forsowałem się przesadnie. Wszystko wykonywałem z pewnym zapasem aby nie przedobrzyć lub nie doprowadzić do jakiegoś błędu. 

Aż tu nagle przychodzi ostatni wtorkowy poranek i ból pod kolanem. Ból bardzo wyrazisty i łatwy do określenia - punktowy. Na początku panika i niedowierzanie. Dlaczego teraz i z jakiego powodu? Na te pytania nie jestem w stanie niestety odpowiedzieć. Nie zrobiłem nic co mogło by spowodować taki efekt. Luty (z kilku powodów) był bardzo słaby pod względem treningowym. Mój aktualny kilometraż jest naprawdę niewielki. 

W całej tej sytuacji jest jednak małe pocieszenie. Póki stoję, chodzę lub biegam nie boli tak bardzo. Można rzec że tylko czuję jakieś tam mrowienie, czy też ucisk pod kolanem. Problem zaczyna się kiedy prowadzę samochód. Wtedy jest już niezbyt miło. Ciągła praca lewej nogi (wciskanie sprzęgła) w pozycji zgiętej skutkuje bólem. Jednak kiedy stanę pionowo to wtedy ból po kilku chwilach znika. Pozostaje tylko uczucie ociężałości. 

Nie wiem co o tym wszystkim sądzić. Teoretycznie nie jest aż tak źle żeby zrezygnować z biegu. Z drugiej strony nie wiem jak będzie to wyglądało po kilkudziesięciu kilometrach czy też na podbiegach lub zbiegach. Cały czas słyszę głos rozsądku, który podpowiada mi żebym zrezygnował. Jednak moje drugie "ja" mówi mi że ta cała sytuacja jest jakimś absurdem i ten ból nie powinien się pojawić. 

Trzeba będzie podjąć męską decyzję... to be or not to be... oto jest pytanie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Garmin Vivoactive 3 - szczera recenzja.

Mój pierwszy zegarek biegowy pochodził od firmy Garmin. Był to prosty Forerunner 10. Miał jednak kolosalną przewagę nad wbudowaną aplikacją w telefonie. Umożliwiał na bieżąco kontrolowanie tempa i dystansu biegu wprost z nadgarstka.  Do dnia dzisiejszego użytkowałem kilka różnych zegarków, aż pojawił się Garmin Vivoactive 3. Wiem że jest już wersja z numerem 4, ale czasem nie warto przepłacać. 

Kamizelka Evadict + kołczan na kije czyli zestaw obowiązkowy - recenzja.

Długo czekałem, aż taki zestaw pojawi się w Decathlonie. Do tego w tak atrakcyjnej cenie. Aby nie trzymać w napięciu podaję ceny już teraz: kamizelka biegowa - 99,00 zł kołczan na kije - 49,00 zł Jak łatwo zauważyć cennik firmy na literę "S" stratuje z o wiele wyższego poziomu. Można w tym momencie pomyśleć, że konkurencyjne rozwiązanie jest w takim razie lepsze pod względem wykonania czy też funkcjonalności. W końcu wyższa cena bierze się z jakiegoś powodu. Jak jest w rzeczywistości? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Nike Downshifter 7 - piekielne buty - recenzja.

Raptem około dwieście kilometrów przebiegnięte w tych butach i chyba mogę już coś napisać o tym modelu. Zwłaszcza że jest o czym pisać w kwestii właściwości termicznych, ale o tym na końcu niniejszego wpisu.