Trudne i zarazem proste pytanie. Z jednej strony można opisać stan fizyczny, z drugiej (to już o wiele bardziej skomplikowane) stan emocjonalny. Razem tworzy to bardzo ciekaw studium przypadku. Myślę że psycholog miał by sporo pracy, a efekty mogły by posłużyć do stworzenie ciekawego opracowania naukowego. Nie będę jednak opisywał tutaj szczegółów, skupie się na ogólnej sytuacji i moich osobistych odczuciach.
Na mecie takiego biegu odczuwam tylko radość, wzruszenie oraz nadal krążącą adrenalinę która działa jak morfina. Ciało jest nieobecne lub ja jestem poza ciałem. Taki stan trwa kilkanaście minut. Chwilę później do mózgu dochodzą pierwsze bodźce sygnalizujące że organizm dostał mocno w kość. Poruszanie się stwarza trudności, ale jestem w stanie iść w miarę poprawnie. Jednak każdy następny krok boli coraz bardziej.
Kilka godzin później ból nasila się. Brak ruchu powoduje chwilową ulgę, ale cały czas odczuwam ociężałość i napięcie mięśni. Najgorszy jest moment kiedy próbuję wstać i iść. Stawy kolanowe i skokowe wydają się być pozbawione smarowania. Mięśnie i ścięgna są sztywne do granic możliwości. Próba rozciągania kończy się bardzo źle i boleśnie. Pomimo takiego stanu rzeczy kilka kroków powoduje pewne rozluźnienie i można się poruszać. Kolejnym problemem jest wchodzenie lub schodzenie po schodach. Poręcze okazują się wybawieniem. Emocjonalnie jestem jednak nadal na "górce". Zadowolenie z ukończenia biegu jest nie do opisania. Mam wrażenie że endorfiny nadal działają, ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę że to reakcja obronna organizmu. Celowe działanie mózgu aby zwalczyć negatywne skutki biegu i spowodować wrażenie spełnienia. Te dwa zupełnie odmienne stany, emocjonalny i fizyczny, powodują że czuje się chwilami jak na górskiej kolejce.
Kolejne dni to dochodzenie do siebie i radzenie sobie z powoli ustępującym bólem. W zasadzie jest on już tylko punktowy. Można się w miarę sprawnie rozciągać i rolować. Emocje opadają. Przychodzi uspokojenie.
Około trzy dni po biegu zmuszam się do pierwszych treningów. Choć użycie takiego słowa jest pewną nadinterpretacją. Są to po prostu lekkie przebieżki. Kilka kilometrów po płaskich ścieżkach. Tak, aby sprawdzić stan "naoliwienia" stawów oraz działanie mięśni. Po takim bieganiu mogę tak naprawdę określić jakie straty spowodował ultramaraton i ile czasu potrzebuję do pełnej regeneracji. Po rachunku zysków i strat wiem już jak wygląda sytuacja. W tym momencie mogę planować przyszłe treningi oraz starty. Choć w połowie biegu ultra miałem dosyć i wmawiałem sobie że to koniec z tak długimi biegami, to te kilka dni zmienia wszystko.
Kaszubska Poniewierka już czeka, a ja planuję strategię jak pobiec żeby dobiec. Tym razem już do mety :)
Kaszubska Poniewierka już czeka, a ja planuję strategię jak pobiec żeby dobiec. Tym razem już do mety :)
Komentarze
Prześlij komentarz