Przejdź do głównej zawartości

Mewi Szaniec i nie tylko.

W ostatnią niedzielę przyszła do Gdańska wiosna. Temperatura w najcieplejszym momencie dnia oscylowała w okolicy dziesięciu kresek. Niestety taki stan trwał tylko jeden dzień. Wiedziałem że tak będzie, więc postanowiłem wykorzystać maksymalnie słoneczne godziny. Wybrałem się na wycieczkę biegową. Trasa z góry ustalona i znana. Miał wyjść półmaraton, ale dodatkowo doszedł jeszcze jeden kilometr z przysłowiowym ogonkiem.. Powodem tego dodatkowego kilometrażu była chęć zwiedzenia pewnego miejsca, którego nigdy wcześniej nie odwiedziłem oraz pociąg z dużą ilością wagonów.


Bieg rozpocząłem w kierunku Westerplatte. Już po kilkunastu minutach odczułem że faktycznie jest ciepło. Jako zimnolubnemu osobnikowi (jeśli chodzi o bieganie) zupełnie nie przeszkadzał mi ten stan rzeczy. Wiosna była na wyciągnięcie dłoni. Nawet wiejący od czasu do czasu wiatr wydawał się być ciepły w swoich podmuchach. Jedynie brak liści na drzewach sugerował że trzeba jeszcze poczekać na prawdziwe ocieplenie.

Kiedy dotarłem na wysokość portowej straży pożarnej "Florian", postanowiłem zboczyć w lewo, w stronę kanału portowego. Dokładnie w stronę Zakrętu Pięciu Gwizdków. Tam za betonowym ogrodzeniem ukrywał się cel mojej wycieczki. Mowa o Mewim Szańcu. Jest to fortyfikacja zbudowana przez Prusaków w XIX wieku. Jednak dla mnie najciekawsza jest historia tego miejsca z dnia siódmego września 1939 roku. To właśnie tu Niemcy przetrzymywali obrońców Westerplatte. W sieci krąży kilka zdjęć z tego dnia. Wrażenia niesamowite kiedy można samemu udać się na miejsce i zobaczyć to wszystko na żywo. Niestety aktualnie obiekt w dużej części jest zamknięty i zabezpieczony przed złomiarzami. Chociaż to co można było ukraść, zostało już ukradzione. Osobiście udało mi się tam dostać przez dziurawy płot. Ponadto po przedostaniu się przez kolejne zasieki budowlane przy kanale portowym, można nacieszyć oczy widokiem na Twierdzę Wisłoujście oraz spichlerz Anker z którego Niemcy ostrzeliwali polskich obrońców. Z ciekawostek mogę jeszcze napisać że w okolicy przechadzał się pewien facet z wąsikiem i można znaleźć jego zdjęcie ze wspomnianym spichlerzem w tle. Poniżej zamieszczam skromną galerię z Mewiego Szańca. Warto zwrócić uwagę na cegły w murze, które zostały wyprodukowane w Kolibkach. Można je spotkać jeszcze w kilku budowlach na terenie Gdańska.








Po dotarciu na Westerplatte i zwyczajowym postoju pod Pomnikiem Obrońców Wybrzeża skierowałem się w stronę kolejnego punktu wycieczki jakim był terminal kontenerowy. To była długa prosta czyli typowe szuranie w tempie konwersacyjnym. Kiedy znalazłem się na ulicy Kontenerowej, po lewej stronie pojawił pociąg z dużą ilością wagonów. Na moje oko mógł mieć około 600 metrów. Poruszał się w wolnym tempie. Na końcu składu znajdowała się lokomotywa pchająca. Wiedziałem że muszę przyspieszyć, gdyż na wysokości budynków magazynowych jest przejazd kolejowy. Gdybym zjawił się tam przed pociągiem to czekał mnie długi postój. Auta kierujące się w stronę portu zawracały, co oznaczało że świeciło się już czerwone światło na przejeździe. Niestety nie zdążyłem. Jednak nogi nie stanowią takiego ograniczenia jak samochód. Przed przejazdem szybko skręciłem w prawo i pobiegłem wzdłuż nasypu kolejowego. W tym momencie pozostało mi już kilkanaście metrów aby wyprzedzić pociąg, co tez uczyniłem po jakimś czasie. Na końcu składu siedział osobnik w żółtym kasku i z krótkofalówką w dłoni. Patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. Nie wiem co sobie myślał, ale wiem że kontaktował się z maszynistą w lokomotywie (pewnie kazał przyspieszyć:)).  Następnie dobiegłem do portu, przeciąłem tory i mogłem zawracać w stronę domu. 




Powrót to już spokojny bieg na odcinku około pięciu kilometrów. Kiedy dotarłem do swojej mety czułem się wyjątkowo wypoczęty. Wycieczka nie spowodowała u mnie jakiegoś wybitnego zmęczenia, co wydaje mi się trochę dziwne, zwłaszcza że ostatnio zaniedbałem dłuższe bieganie. Może to skutek pięknej pogody?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Garmin Vivoactive 3 - szczera recenzja.

Mój pierwszy zegarek biegowy pochodził od firmy Garmin. Był to prosty Forerunner 10. Miał jednak kolosalną przewagę nad wbudowaną aplikacją w telefonie. Umożliwiał na bieżąco kontrolowanie tempa i dystansu biegu wprost z nadgarstka.  Do dnia dzisiejszego użytkowałem kilka różnych zegarków, aż pojawił się Garmin Vivoactive 3. Wiem że jest już wersja z numerem 4, ale czasem nie warto przepłacać. 

Kamizelka Evadict + kołczan na kije czyli zestaw obowiązkowy - recenzja.

Długo czekałem, aż taki zestaw pojawi się w Decathlonie. Do tego w tak atrakcyjnej cenie. Aby nie trzymać w napięciu podaję ceny już teraz: kamizelka biegowa - 99,00 zł kołczan na kije - 49,00 zł Jak łatwo zauważyć cennik firmy na literę "S" stratuje z o wiele wyższego poziomu. Można w tym momencie pomyśleć, że konkurencyjne rozwiązanie jest w takim razie lepsze pod względem wykonania czy też funkcjonalności. W końcu wyższa cena bierze się z jakiegoś powodu. Jak jest w rzeczywistości? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Nike Downshifter 7 - piekielne buty - recenzja.

Raptem około dwieście kilometrów przebiegnięte w tych butach i chyba mogę już coś napisać o tym modelu. Zwłaszcza że jest o czym pisać w kwestii właściwości termicznych, ale o tym na końcu niniejszego wpisu.