Od kilku dni nie biegam. Prawy mięsień pośladkowy poszedł się się j***ć. Jak zwykle nie znam przyczyny. Może przesadziłem z jazdą na rowerze, a może coś nie tak z bieganiem - chociaż nic specjalnie nie zmieniałem. No cóż... życie.
W każdym razie nie poddaje się. Cały czas rozciągam się i to dosyć intensywnie jak na moje możliwości. Mam nadzieję że to pomoże przynajmniej w jakimś stopniu i nie zejdę w połowie trasy. Poza tym tapering. Od dziś zaczynam napychać się węglami. W końcu jakaś odmiana po dwóch dniach wszechobecnego białka, którego już miałem serdecznie dość.
Jeżeli wszystko pójdzie dobrze pod względem diety i bolącego tyłka, to pozostaje jeszcze kwestia warunków pogodowych. Wszystkie pogodynki są zgodne w jednej kwestii, a mianowicie chodzi o temperaturę. Ma być powyżej dwudziestu stopni w cieniu. Czyli nie jest najlepiej. Wręcz jest źle, a nawet bardzo źle. W takich warunkach można się mocno zmęczyć. Odczuwalna temperatura będzie o jakieś dziesięć stopni wyższa. To dla mnie złe wieści. Ponadto nie do końca wiadomo jak będzie wyglądać niebo nad Jantarem. Zdania są mocno podzielone. Pojawiają się informację o słońcu, potem o zachmurzeniu, kończąc na przelotnych burzach z opadami deszczu. Sam nie wiem co byłoby lepsze przy tej temperaturze powietrza. W sumie trochę deszczu nie zaszkodzi, a tylko pomoże w schłodzeniu organizmu. Małe błoto na leśnych ścieżkach też może urozmaicić ten bieg. Gorzej z piorunami w środku lasu. To może być z kolei niebezpieczne.
Póki co nie ma co dzielić skóry na niedźwiedziu tylko trzeba pobiec i ukończyć ten półmaraton w miarę sensownym czasie. Nadzieja umiera ostatnia. Tylko nie wiem czy w tym przypadku już dawno nie umarła. Ech...
Komentarze
Prześlij komentarz