Przejdź do głównej zawartości

Co jeść? Czyli żarcie vol.3.

Jako że akurat jestem w momencie spożywania sporych ilości węglowodanów, to może dziś przedstawię coś co te składniki dostarcza w sporych ilościach. I do tego chyba całkiem dobrze smakuje.


Wersję tego dania, którą dzisiaj opisuję, spożywam zazwyczaj przed startem czyli w okresie taperingu. Przygotowanie jest łatwe, proste i przyjemne (w końcu to spaghetti), a co najważniejsze do minimum ograniczyłem użycie przetworzonych części składowych dania. Oczywiście można coś jeszcze w tej kwestii poprawić, ale nie popadajmy w skrajność.


Skladniki:

- makaron razowy (80 gr.)
- krojone pomidory w puszcze
- cebula
- czosnek
- bazylia, oregano
- mozzarella

Makaron wrzucam do wrzącej wody i gotuję jakieś dziesięć minut. Żeby przyspieszyć ten proces można dodać do wody szczyptę soli (przed zagotowaniem wody). Cebulę kroję na drobno. Rodzaj i ilość cebuli według upodobania. Czosnek najlepiej wycisnąć lub jak ktoś woli również pokroić na drobne kawałki. Ilość czosnku ograniczam do maksymalnie pięciu ząbków. 

Następnie rozgrzewam na patelni oliwę. Potem dodaję przygotowaną wcześniej cebulę i czosnek. Czekam aż się zarumienią, a nawet lekko przypalą (przysmażą?). Następnie otwieram magiczną puszkę z pomidorami i jej zawartość umieszczam na patelni. Kolejnym krokiem jest dodanie pewnej ilości oregano i bazylii - z przewaga tej pierwszej. Potem mozolne mieszanie zawartości. Kiedy tak powstały sos zaczyna się powoli gotować, ujmuję trochę ognia i dalej podgrzewam. 

W tym czasie makaron powinien już być gotowy. Odcedzam i umieszczam świderki na talerzu. Zawartość patelni przelewam również na talerz. Dodatkowo wszystko posypuję niewielką ilością mozzarelli. 

Tak skonstruowany posiłek ma około 400 kcal. Czasem dorzucam tuńczyka, wtedy wychodzi jakieś 450 - 460 kcal. Jednak to już danie, które ma dodatkowo sporo białka. W ostatnich dniach przedstartowych nie jest to dodatek (przynajmniej dla mnie) wskazany. W każdym razie polecam poeksperymentować i zastosować inne dodatkowe składniki. Smacznego.  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Garmin Vivoactive 3 - szczera recenzja.

Mój pierwszy zegarek biegowy pochodził od firmy Garmin. Był to prosty Forerunner 10. Miał jednak kolosalną przewagę nad wbudowaną aplikacją w telefonie. Umożliwiał na bieżąco kontrolowanie tempa i dystansu biegu wprost z nadgarstka.  Do dnia dzisiejszego użytkowałem kilka różnych zegarków, aż pojawił się Garmin Vivoactive 3. Wiem że jest już wersja z numerem 4, ale czasem nie warto przepłacać. 

Kamizelka Evadict + kołczan na kije czyli zestaw obowiązkowy - recenzja.

Długo czekałem, aż taki zestaw pojawi się w Decathlonie. Do tego w tak atrakcyjnej cenie. Aby nie trzymać w napięciu podaję ceny już teraz: kamizelka biegowa - 99,00 zł kołczan na kije - 49,00 zł Jak łatwo zauważyć cennik firmy na literę "S" stratuje z o wiele wyższego poziomu. Można w tym momencie pomyśleć, że konkurencyjne rozwiązanie jest w takim razie lepsze pod względem wykonania czy też funkcjonalności. W końcu wyższa cena bierze się z jakiegoś powodu. Jak jest w rzeczywistości? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Nike Downshifter 7 - piekielne buty - recenzja.

Raptem około dwieście kilometrów przebiegnięte w tych butach i chyba mogę już coś napisać o tym modelu. Zwłaszcza że jest o czym pisać w kwestii właściwości termicznych, ale o tym na końcu niniejszego wpisu.