Przejdź do głównej zawartości

Nowe otwarcie - kolejne (wciąż te same) schody do pokonania.

Ostatni miesiąc był dla mnie złym czasem jeśli chodzi o dyscyplinę treningową. Regeneracja po Ultramaratonie Kaszubska Poniewierka, a potem choroba spowodowały dosyć długą przerwę w bieganiu. Kiedy w końcu byłem w stanie się ruszać, to okazało się że prawie wróciłem do punktu wyjścia. Jednak słowo "prawie" robi na szczęście sporą różnicę i nie ma mowy o zeszłorocznej walce o utrzymanie się na powierzchni. Choć z drugiej strony też nie jest idealnie. Na szczęście zbliża się zima. Pora roku która zawsze mnie ratuje i otwiera nowe możliwości. Ponadto pojawił się kolejny cel do zrealizowania...

Jesień i zima to okres kiedy jestem w stanie rozwinąć się pod względem szybkości. Ogólna wytrzymałość też wzrasta, ale to akurat mnie nie dziwi. Wszystkiemu jak zwykle "winna" jest temperatura i pozostałe warunki pogodowe. To właśnie w trakcie tych pór roku pojawiały się życiówki. Oczywiście nie biegam dla tego typu wyników, ale to miła odmiana kiedy coś takiego ujrzy się na podsumowaniu treningu. 

W zeszłym roku (w październiku) startowałem z nową odsłoną treningów mając do przenoszenia 89 kilogramów. Teraz jest lepiej, gdyż na wadze pojawia się wartość 83 kilogramy. Mój cel to 78 kilogramów, który już raz udało mi się osiągnąć akurat na start w Trójmiejskim Ultra Tracku. Właśnie ten bieg będzie dla mnie priorytetem na najbliższe miesiące. Plan jest bardzo prosty. Ustanowić nową życiówkę. Ostatnio udało mi się to osiągnąć. Mimo że dystans został wydłużony i przewyższenie też zyskało sporo metrów, to dobiegłem do mety szybciej. Teraz chcę jeszcze raz poprawić wynik. Jeszcze nie do końca wiem jaki to będzie czas, ale wiem jak do tego się przygotować.

Pierwszy element tej układanki to oczywiście waga. Chyba nie skłamię jeśli napiszę że mam bogate doświadczenie w tej kwestii. Wystarczy poczytać o moich zmaganiach z dietą. Oprócz czysto praktycznych działań, jest tam też sporo o psychologii. Jak się okazuje nie tylko ultra biega się głową, ale też głową się człowiek odżywia. Ciekawy termin wymyśliłem. Trochę zawiły, ale niestety taka jest prawda. Żołądek ma swoje potrzeby, ale to mózg nim steruje. Własnie tutaj jest źródło wszelkich niepowodzeń oraz sukcesów. Sądzę jednak że można to wytrenować. Wymaga to oczywiście czasu. Pewne zachowania i nawyki stają się rutyną. Dlatego też w tej chwili moja waga jest właśnie taka, a nie inna. To jest właśnie skutek tych wyuczonych nawyków żywieniowych.


Drugi element (równie ważny) to oczywiście treningi. To też mam już opanowane. Jednak muszę zmienić jedną rzecz - kilometraż. Dla dystansu 68 kilometrów który czeka mnie na TUT nie ma on aż tak dużego znaczenia, ale stwierdziłem że spróbuję to zmienić i zacznę biegać dłuższe jednostki treningowe. Mam nadzieję że da to wymierne korzyści. Połączenie treningu technicznego z większymi odległościami musi zadziałać i przynieść zamierzone efekty.

Póki co powoli zwiększam deficyt kaloryczny i zaczynam częściej biegać. Potem wprowadzę dłuższe biegi. To równanie musi wyjść na plus. Potem powinno już być z górki. W końcu muszę się wspiąć na szczyt wieży po pokonaniu takiej ilości schodów.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Garmin Vivoactive 3 - szczera recenzja.

Mój pierwszy zegarek biegowy pochodził od firmy Garmin. Był to prosty Forerunner 10. Miał jednak kolosalną przewagę nad wbudowaną aplikacją w telefonie. Umożliwiał na bieżąco kontrolowanie tempa i dystansu biegu wprost z nadgarstka.  Do dnia dzisiejszego użytkowałem kilka różnych zegarków, aż pojawił się Garmin Vivoactive 3. Wiem że jest już wersja z numerem 4, ale czasem nie warto przepłacać. 

Kamizelka Evadict + kołczan na kije czyli zestaw obowiązkowy - recenzja.

Długo czekałem, aż taki zestaw pojawi się w Decathlonie. Do tego w tak atrakcyjnej cenie. Aby nie trzymać w napięciu podaję ceny już teraz: kamizelka biegowa - 99,00 zł kołczan na kije - 49,00 zł Jak łatwo zauważyć cennik firmy na literę "S" stratuje z o wiele wyższego poziomu. Można w tym momencie pomyśleć, że konkurencyjne rozwiązanie jest w takim razie lepsze pod względem wykonania czy też funkcjonalności. W końcu wyższa cena bierze się z jakiegoś powodu. Jak jest w rzeczywistości? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Nike Downshifter 7 - piekielne buty - recenzja.

Raptem około dwieście kilometrów przebiegnięte w tych butach i chyba mogę już coś napisać o tym modelu. Zwłaszcza że jest o czym pisać w kwestii właściwości termicznych, ale o tym na końcu niniejszego wpisu.