Przejdź do głównej zawartości

Leśny Bieg w Gdyni - relacja.

W sumie to zupełnie nie miałem w planach tego biegu. Wiedziałem że odbywa się taka impreza i organizuje to The North Event, czyli ekipa od Jantarowego Przełaju. Właściwie jest to festiwal biegowy na który składa się kilka dystansów. Ja za namową innych i z racji takiej a nie innej formy wybrałem półmaraton. Plan był prosty - pobiec tempem poniżej sześciu minut na kilometr. Z profilu trasy wynikało że przewyższenie sięga trochę ponad trzysta metrów. Ponadto ścieżki częściowo pokrywały się z TUT-em. 



Start odbywał się w sobotę rano. Pogoda dopisywała, a prognozy były zachęcające. Nic tylko biec i czerpać samą przyjemność. Tak też postanowiłem uczynić i punktualnie o godzinie dziewiątej wystartowałem. 

Początek biegu to dosyć miły w swojej charakterystyce zbieg i potem podobny podbieg. Biegaczy było sporo i trudno było znaleźć sobie miejsce. Jednak po około dwóch kilometrach sytuacja zaczęła się klarować i nie było już takiego ścisku. Co prawda trzeba było uważać na lewą stronę, ponieważ z przeciwnego kierunku biegli zawodnicy startujący na dłuższych dystansach.  Do dziewiątego kilometra (poza pierwszym) notowałem czasy sporo poniżej sześciu minut na kilometr. Kolejne trzy to znowu spadające tempo. Powodem tego była coraz wyższa temperatura i kilka podbiegów, choć muszę przyznać że trasa w zasadzie była płaska.


Udało się też urwać kilkanaście sekund na punktach żywieniowych. Zwyczajnie z nich nie korzystałem. Wszystko co potrzebowałem zabrałem ze sobą, a dokładnie zapakowałem do kamizelki biegowej. Takie rozwiązanie przyniosło w miarę stałe tempo biegu. Od trzynastego do szesnastego kilometra bywało już różnie, ale cały czas z zapasem aby uzyskać założony czas.

Siedemnasty kilometr okazał się najszybszy - tempo wyniosło 5:12 minut na kilometr. Nie ukrywam że to dzięki dosyć długiemu zbiegowi. Wszystko szło dobrze do dwudziestego kilometra. Organizator postanowił dać w kość uczestnikom. Ostre podejście w okolicy Kaczych Łęgów spowolniło chyba wszystkich. Trzeba było przejść do marszu. Tutaj tempo spadło aż do 7:30 minut na kilometr. Potem ostatni odcinek i już było słychać że zbliżam się do mety. 


Na mecie oczywiście medal i Red Bull od miłych dziewczyn. Czas według organizatora to 2:05:22 i tempo 5:58. Udało się zrealizować plan. Sam bieg oceniam pozytywnie, podobnie jak organizację. Myślę że każdy znajdzie na tej imprezie dystans dla siebie. Jest nawet bieg ultra, choć dla mnie niezbyt atrakcyjny - trzy pętle, a więc można się trochę znudzić. Chociaż kto wie, może w przyszłym roku spróbuje tutaj pobiec właśnie 63 kilometry.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Garmin Vivoactive 3 - szczera recenzja.

Mój pierwszy zegarek biegowy pochodził od firmy Garmin. Był to prosty Forerunner 10. Miał jednak kolosalną przewagę nad wbudowaną aplikacją w telefonie. Umożliwiał na bieżąco kontrolowanie tempa i dystansu biegu wprost z nadgarstka.  Do dnia dzisiejszego użytkowałem kilka różnych zegarków, aż pojawił się Garmin Vivoactive 3. Wiem że jest już wersja z numerem 4, ale czasem nie warto przepłacać. 

Kamizelka Evadict + kołczan na kije czyli zestaw obowiązkowy - recenzja.

Długo czekałem, aż taki zestaw pojawi się w Decathlonie. Do tego w tak atrakcyjnej cenie. Aby nie trzymać w napięciu podaję ceny już teraz: kamizelka biegowa - 99,00 zł kołczan na kije - 49,00 zł Jak łatwo zauważyć cennik firmy na literę "S" stratuje z o wiele wyższego poziomu. Można w tym momencie pomyśleć, że konkurencyjne rozwiązanie jest w takim razie lepsze pod względem wykonania czy też funkcjonalności. W końcu wyższa cena bierze się z jakiegoś powodu. Jak jest w rzeczywistości? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Nike Downshifter 7 - piekielne buty - recenzja.

Raptem około dwieście kilometrów przebiegnięte w tych butach i chyba mogę już coś napisać o tym modelu. Zwłaszcza że jest o czym pisać w kwestii właściwości termicznych, ale o tym na końcu niniejszego wpisu.