Dwa i pół miesiąca. Dokładnie tyle pozostało do mojego startu w Ultramaratonie Kaszubska Poniewierka 2019. Tym razem nie wybrałem koronnego dystansu, ale postawiłem na lenistwo i skorzystałem z nowej opcji o długości 75 kilometrów. Dlaczego nazywam to lenistwem? Z tej prostej przyczyny, że najgorszy odcinek tego biegu nie będzie mnie dotyczył. Pierwsze 25 kilometrów to istne palenie łydek żywym ogniem i to do tego po ciemku. Wiele osób (w tym ja, w trakcie pierwszego podejścia do tego biegu) straciło na tym etapie sporo lub wszystko. Tak więc postanowiłem skorzystać z możliwości jaka się pojawiła i zapisałem się właśnie na 3/4 dystansu.
Oczywiście nie oznacza to że będzie łatwo i przyjemnie. W końcu to nadal 75 kilometrów po kaszubskich pagórkach i górkach. Kilka odcinków mocno technicznych i nadal sporo ostrych podejść. Do tego na deser szczyt Wierzyca. Limit na cały bieg to 12 godzin. Po drodze trzy punkty kontrolne (łącznie z metą) z limitami odpowiednio 4, 7 i 12 godzin. Teoretycznie nic skomplikowanego. Jednak zawsze jest jakieś "ale".
W moim przypadku to głównie ciągnąca się za mną kontuzja śródstopia. Póki biegam po w miarę płaskim podłożu to nie ma większych problemów. Jednak większe nachylenie terenu powoduje dyskomfort. Druga sprawa to okres letni. Dużo słońca i wysoka temperatura nie sprzyjają intensywnym treningom. Aktualnie drepczę w tempie powyżej sześciu minut na kilometr i mam wrażenie że za chwilę padnę. W sumie takie tempo nie jest złe jak na ultra, ale nie o to tu do końca chodzi. Trzecia, ostatnia sprawa, to okres urlopowy. Szykuje mi się kolejny wyjazd w dosyć ciepłe miejsce. Hotelowe żarcie, piwo, drinki, leżakowanie, itp. - żal nie skorzystać. Oczywiście nie obejdzie się bez kilku biegów krajoznawczych (co również opiszę), ale nie jestem pewien czy pozwoli mi to utrzymać i tak już słabą formę.
Konkluzja jest taka, że mam do pokonania trzy przeszkody. Każda z nich jest zupełnie inna. Część można pokonać mentalnie, inne fizycznie. Jednak i tak nie mam pewności czy się uda osiągnąć sukces. Mimo wszystko nie raz bywało już gorzej, więc mam cichą nadzieję, że i tym razem będzie dobrze. Grunt to pozytywne myślenie. Na kryzysy przyjdzie czas, ale już na trasie biegu. Tak mi się wydaje :)
Droga będzie długa i kręta, ale możliwa do pokonania. Czasu mało, a pracy dużo. W następnych odcinkach opisze bardziej dogłębnie moje starcia z samym sobą. Będzie trochę o psychologii biegania, ale również poruszę sprawy techniczne. Trafi się pewnie też kilka ciekawostek. Również będzie o diecie (jak zwykle przydało by się zrzucić kilka kilogramów) i jak ważną rolę pełni ona w przygotowaniach do ultramaratonu. Zapraszam na kolejną odsłonę już niebawem.
Komentarze
Prześlij komentarz