Przejdź do głównej zawartości

Harce Prezesa czyli impreza dla zorientowanych.

XXV edycja, a moja trzecia. Harcae Prezesa to marsz na orientację, który odbywa się nocą w lesie. Tym razem (podobnie jak kilka ostatnich edycji) impreza odbyła się w lasach otomińskich. Udało się zebrać ekipę w postaci ośmiu osób, która startowała (nie po raz pierwszy) pod szumną nazwą Drink Team Stogi. 


Baza imprezy była zlokalizowana w szkole podstawowej numer 84 w Otominie. Punkt 19:48 ruszyliśmy w ciemny las w celu lokalizacji osiemnastu punktów. Wybraliśmy trasę o nazwie Fajrant Prezesa, która w idealnych warunkach powinna liczyć 10 kilometrów. To oczywiście teoria, która jest daleka od rzeczywistości.

Temperatura i pogoda sprzyjały. Było kilka kresek powyżej zera. Przy tempie marszowym nie było szans aby zmarznąć lub się zgrzać. Pierwsze kilka punktów znaleźliśmy bezbłędnie. Punkty stowarzyszeniowe (fałszywe) nie utrudniały orientacji. Grupa współpracowała i szło w miarę sprawnie. Co prawda w trakcie marszu czytaliśmy dopiero instrukcję oznaczania znalezionych punktów, ale nie wpłynęło to jakoś drastycznie na odnajdywanie kolejnych miejsc.

nocne selfie

Gdzieś od dziesiątego punktu miałem mały kryzys. Zwyczajnie byłem znudzony. Nogi rwały się do biegu, ale trzeba było się trzymać w grupie. Marsz wydawał się ograniczeniem i wydłużał czas pobytu w lesie.

w poszukiwaniu kolejnego punktu

Najciekawszy był bodaj punkt numer dwanaście. Znajdował się on po drugiej stronie sporego bagna i mocno podmokłego terenu. Kiedy się tam pojawiliśmy, to temperatura odczuwalna wyraźnie spadła. Mówiąc krótko powiało chłodem. Na szczęście byłem w stroju dopasowanym do warunków oraz miałem na sobie buty wodoodporne. Ogólnie wszyscy już tylko odliczali na mapie odległość do punktu numer piętnaście. Zlokalizowany był tam tak zwany pit stop, czyli miejsce odpoczynku. Można było tam skorzystać z ogniska, upiec kiełbaskę, napić się ciepłego napoju.


Kiedy w końcu tam dotarliśmy to automatycznie nasz czas marszu został zatrzymany. Mieliśmy godzinę czasu na odpoczynek. Jednak perspektywa bliskości mety spowodowała że pozostaliśmy tam około pół godziny. Od tego momentu teoretycznie 80% trasy było zaliczone. Pozostały trzy punkty.

pit stop
W miarę szybko uporaliśmy się z numerem 16. Kolejny 17 punkt przysporzył trochę problemów. Znajdował się w głębokiej i jakże inaczej - ciemnej niecce. Do tego był trochę oddalony od głównego szlaku. Potem kolejny punkt numer 18 i mogliśmy maszerować z powrotem w stronę szkoły. Co prawda punkt osiemnasty też nie do końca zaznaczyliśmy prawidłowo, ale to już inna historia.


Według moich wyliczeń pokonaliśmy blisko osiemnaście i pół kilometra w czasie pięciu godzin. Według wstępnych wyników uplasowaliśmy się na 23 miejscu, przy 32 startujących drużynach. Na taką pozycję na mecie miało wpływ kilka czynników. Między innymi błędy w oznaczeniach zdobytych punktów, oznaczenie punktów stowarzyszeniowych oraz oczywiście czas końcowy. Jednak chodziło tu głównie o miłe spędzenie nocy z piątku na sobotę, w świetnym towarzystwie. Polecam taki sposób spędzenia czasu każdemu. Zwłaszcza że nie jest to impreza wymagająca pod względem kondycyjnym. Wystarczy się być zorientowanym.    

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Garmin Vivoactive 3 - szczera recenzja.

Mój pierwszy zegarek biegowy pochodził od firmy Garmin. Był to prosty Forerunner 10. Miał jednak kolosalną przewagę nad wbudowaną aplikacją w telefonie. Umożliwiał na bieżąco kontrolowanie tempa i dystansu biegu wprost z nadgarstka.  Do dnia dzisiejszego użytkowałem kilka różnych zegarków, aż pojawił się Garmin Vivoactive 3. Wiem że jest już wersja z numerem 4, ale czasem nie warto przepłacać. 

Kamizelka Evadict + kołczan na kije czyli zestaw obowiązkowy - recenzja.

Długo czekałem, aż taki zestaw pojawi się w Decathlonie. Do tego w tak atrakcyjnej cenie. Aby nie trzymać w napięciu podaję ceny już teraz: kamizelka biegowa - 99,00 zł kołczan na kije - 49,00 zł Jak łatwo zauważyć cennik firmy na literę "S" stratuje z o wiele wyższego poziomu. Można w tym momencie pomyśleć, że konkurencyjne rozwiązanie jest w takim razie lepsze pod względem wykonania czy też funkcjonalności. W końcu wyższa cena bierze się z jakiegoś powodu. Jak jest w rzeczywistości? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Nike Downshifter 7 - piekielne buty - recenzja.

Raptem około dwieście kilometrów przebiegnięte w tych butach i chyba mogę już coś napisać o tym modelu. Zwłaszcza że jest o czym pisać w kwestii właściwości termicznych, ale o tym na końcu niniejszego wpisu.