Przejdź do głównej zawartości

Podsumowanie biegowego roku 2019.

To był dziwny rok. Roczny kilometraż okazał się jednym z najmniejszych w historii. Natomiast wystartowałem w największej ilości zawodów od czasu kiedy biegam (w tym trzy biegi ultra). Dziwna zależność. Jednak zacznijmy jak zwykle od początku.


W tym roku będę miał na "liczniku" trochę ponad 1000 kilometrów przebiegniętych w różnych okolicznościach. Składają się na to treningi oraz zawody biegowe.  To drugi od końca rezultat od czasu jak biegam regularnie. Wstyd i hańba. Wynika to między innymi z kontuzji. Od marca męczyłem się z zapaleniem mięśnia strzałkowego. W drugiej połowie roku doszedł do tego przewlekły ból pleców. Przyczyna? Sam do końca nie wiem. Na początku typowałem buty. Ale to jednak nie to. W każdym razie wyleczyłem się z tych problemów. Nie było to łatwe, ale jakoś się udało i nie ma śladu po kontuzjach. W takich sytuacja polecam dobrego fizjoterapeutę.



Z drugiej strony zaliczyłem największą ilość startów. Dwa półmaratony w wersji przełajowej. Był to Jantarowy Przełaj oraz Leśny Bieg w Gdyni. Starty mocno rekreacyjne, ale zgodne z oczekiwaniami. Pierwszy z nich to plaża i leśne ścieżki Mierzei Wiślanej. Natomiast impreza w Gdyni to z kolei typowy trail po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Do tego doszły trzy ultramaratony. W lutym Trójmiejski Ultra Track 68 kilometrów (wyszło w sumie prawie 70 km), gdzie wbrew własnym oczekiwaniom osiągnąłem swój najlepszy rezultat w historii startów na tej imprezie. We wrześniu uczestniczyłem w Kaszubskiej Poniewierce na dystansie 75 kilometrów (w rzeczywistości 72 kilometry). Tutaj już nie było tak różowo, ale tez nie było tragedii. Zwłaszcza pierwsza część biegu była obiecująca. Jednak brak przygotowania wytrzymałościowego dał o sobie znać i końcówka była raczej chodem niż biegiem. Czasem tak bywa i trzeba się wtedy mocno zaprzyjaźnić z bólem. W końcu nadszedł grudzień i Garmin Ultra Race na dystansie 52 kilometrów (w rzeczywistości prawie 54 kilometry). Był to taki bieg na dobicie. Dużo deszczu i błota, sporo wspinaczki. Bez większych emocji, ale poprawnie jak na moje aktualne możliwości.


Sporo też się działo pod względem  sprzętu. Na początku roku zmieniłem buty. Inov-8 Parkclaw okazały się w ostatecznym rozliczeniu strzałem w dziesiątkę i chyba już na zawsze pozostanę przy tej marce. Kamizelka biegowa również uległa zmianie. Stara miała już za sobą sporo treningów i startów. Jej elastyczność uległa pogorszeniu, a w moim wypadku wygodne przenoszenie przez kilka lub kilkanście godzin obowiązkowego sprzętu ma bardzo wielkie znaczenie. Doszły też kije Fjord Nansen, które również sprawują się bardzo dobrze. Choć na początku podchodziłem do tego produktu z pewną dozą sceptycyzmu, to system składania N lub Z-Pole (wedle uznania) okazał się wytrzymały i wygodny w użyciu. Ponadto po rozszczelnieniu się w połowie roku zegarka Suunto, musiałem znaleźć następcę. Wybór padł na Polara Ignite. Zegarek mocno uniwersalny, ale z dużymi możliwościami. Choć nie jest to produkt typowy pod biegi ultra, to jednak świetnie sprawuje się na co dzień.


Jako że rok się jeszcze nie skończył, to w drugiej połowie grudnia planuję jeszcze jeden start. Będzie to czysto rekreacyjne wydarzenie. Chodzi mianowicie o Harce Prezesa czyli marsz / bieg na orientacje. W sumie będę uczestniczył w tej imprezie po raz trzeci, w tym drugi raz na dystansie dziesięciu kilometrów.

Co do planów na przyszły rok to nie są one jakoś specjalnie sprecyzowane. Na tą chwilę na pewno jestem już zapisany na Trójmiejski Ultra Track na dystansie 68 kilometrów. To już będzie mój czwarty występ na tym biegu. To taki powrót do źródeł mojego ultra biegania. To właśnie tam debiutowałem i polecam każdemu spróbować. Niezapomniane wrażenia. Ponadto czaję się na powtórkę z rozrywki w formie Ultramaratonu Kaszubska Poniewierka na dystansie 100 kilometrów. Rok temu udało się dotrzeć do mety w limicie czasu. W przyszłym roku chciałbym na tym dystansie urwać kilkanaście minut więcej, a może i godzinę czasu. Pożyjemy, pobiegniemy i zobaczymy.  


Póki co życzę wszystkim wesołych świąt i wszystkiego dobrego w nadchodzącym nowym roku. Choć to nie ostatni wpis w tym miesiącu - będzie jeszcze relacja z Harc Prezesa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Garmin Vivoactive 3 - szczera recenzja.

Mój pierwszy zegarek biegowy pochodził od firmy Garmin. Był to prosty Forerunner 10. Miał jednak kolosalną przewagę nad wbudowaną aplikacją w telefonie. Umożliwiał na bieżąco kontrolowanie tempa i dystansu biegu wprost z nadgarstka.  Do dnia dzisiejszego użytkowałem kilka różnych zegarków, aż pojawił się Garmin Vivoactive 3. Wiem że jest już wersja z numerem 4, ale czasem nie warto przepłacać. 

Kamizelka Evadict + kołczan na kije czyli zestaw obowiązkowy - recenzja.

Długo czekałem, aż taki zestaw pojawi się w Decathlonie. Do tego w tak atrakcyjnej cenie. Aby nie trzymać w napięciu podaję ceny już teraz: kamizelka biegowa - 99,00 zł kołczan na kije - 49,00 zł Jak łatwo zauważyć cennik firmy na literę "S" stratuje z o wiele wyższego poziomu. Można w tym momencie pomyśleć, że konkurencyjne rozwiązanie jest w takim razie lepsze pod względem wykonania czy też funkcjonalności. W końcu wyższa cena bierze się z jakiegoś powodu. Jak jest w rzeczywistości? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Nike Downshifter 7 - piekielne buty - recenzja.

Raptem około dwieście kilometrów przebiegnięte w tych butach i chyba mogę już coś napisać o tym modelu. Zwłaszcza że jest o czym pisać w kwestii właściwości termicznych, ale o tym na końcu niniejszego wpisu.