Który to już raz? Ponownie nie mieszczę się w spodenki biegowe. To znaczy mam takie w które się mieszczę i takie które zakupiłem, kiedy te pierwsze wydawały się dużo za duże. Szukam przyczyny, a raczej momentu kiedy proces nabywania dodatkowych kilogramów przyspieszył. Domyślam się już jak to się stało.
Zazwyczaj przybieram na wadze w okresie wakacyjnym. Wysokie temperatury nie sprzyjają bieganiu. Przynajmniej w moim wypadku. Męczę się okrutnie. Tempo biegu spada wraz z kolejnymi kilometrami. Efektem tego jest mniejszy kilometraż oraz mniej treningów. Wszystko to powoduje że masa rośnie, a w raz z nią apetyt.
Tym razem wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Dokładnie w marcu tego roku. Pandemia i praca zdalna. Coś tam próbowałem robić. Trening obwodowy, kardio i tak dalej. Potem nastał maj. Zacząłem więcej biegać. Czerwiec też nie był najgorszy. W lipcu trochę odpuściłem. Waga natychmiast w górę, do poziomu z marca / kwietnia.
Biorąc do porównania wynik ze strasznej maszyny zwanej wagą łazienkową to przytyłem cztery do pięciu kilogramów w stosunku do wyników ze stycznia tego roku. Najgorsze jest to, że nie widzę żadnych zmian. Nie lubię tego stanu. W głowie kotłuje się tysiące myśli, lustro ma ochotę pęknąć kiedy się w nim odbijam, a ciuchy wydają się być jakby nie moje.
Przerabiałem już ten stan kilka razy. Zdaję sobie sprawę, że trzeba zacząć działać jak najszybciej. Odpowiednia dieta i wyważone treningi to klucz do sukcesu. Brzmi trywialnie, ale tak właśnie powinno to wyglądać. Dla przypomnienia czytam teraz swoje stare wpisy z mojej największej potyczki z nadprogramowymi kilogramami. Ważne żeby zachować spokój i dyscyplinę. Wtedy zadziałało.
Komentarze
Prześlij komentarz