Przejdź do głównej zawartości

O motywacji słów kilka.

Pandemia, epidemia, zima, mróz, śnieg, ciemność, deszcz, wiatr i tak dalej. To wszystko, to wspaniałe wymówki i powody żeby siedzieć w domu i wmawiać sobie, że... No właśnie, że co?


Kiedy zaczynałem swoją przygodę związaną z bieganiem, to pierwsze miesiące były odkrywaniem nieznanego. Każdy kolejny trening przynosił coś nowego. Ciągle byłem ciekawy czy następnym razem pobiegnę szybciej, dalej lub pobiję życiówkę na danym dystansie. Dodatkowo uczestniczenie w zorganizowanych zawodach dawało możliwość poczucia unikalnej atmosfery tych imprez. Z biegiem czasu osiąganie kolejnych szczebli wtajemniczenia stawało się trudniejsze. Progres nie był już tak spektakularny jak na początku. W międzyczasie zaliczyłem kilka upadków, ale też potrafiłem się odbić od dna. 

Ostatni rok był bardzo słaby. W sumie wykres efektywności wygląda jak sinusoida. Kolejne próby zdopingowania samego siebie były bardzo trudne. Czasem mam wrażenie, że trudniejsze niż samo rozpoczęcie biegania. Ciągłe wymówki dawały fałszywe poczucie usprawiedliwienia. Faktycznie początek pandemii mógł złamać nawet najsilniejszych. Zakazy związane z przemieszczeniem wydawały się zasadne. Potem było poluzowanie. Następnie znów kolejne zakazy. Brak zorganizowanych imprez i brak konkretnego celu. Pogoda nie sprzyjała. Deszcze, wiatry i w końcu dużo śniegu. Jak w tym wszystkim można się odnaleźć? 

W takich momentach cofam się myślami do swoich początków. Przypominam sobie słowa piosenki Kazika: "Inni mają jeszcze gorzej".  Zdaję sobie wtedy sprawę, że przebiegnięcie jednego kilometra było w tamtym czasie problemem, a nie tak jak teraz zbyt silny wiatr lub deszcz. To żadna wymówka. To zwykłe lenistwo. Jeżeli teraz mogę się pochwalić dystansami ultra, to gdzie leży tak naprawdę problem? W głowie oczywiście, a raczej we wspomnianym wcześniej lenistwie i wymyślaniu na poczekaniu wymówek.

Ostatnio osiągnąłem pewien stan równowagi. Kluczem jest systematyczność. Zwiększam powoli kilometraż. Staram się więcej ruszać - chodzić, spacerować, itd. Słupki miesięczne powoli rosną. Bieganie znowu otwiera nowe możliwości. Ponownie wyjście na trening kończy się większą ilością kilometrów niż było to pierwotnie zakładane. Wiem, że trudno jest utrzymać taki stan, ale na tym to właśnie polega. Na ciągłej walce ze swoimi słabościami. 

Zbliża się wiosna. W kwietniu długo oczekiwany Trójmiejski Ultra Track. Może się nie odbędzie, a może jednak będzie mi dane zjawić się na starcie. Bez względu na rozwój sytuacji, nie można się poddawać. Utrzymanie aktualnego stanu będzie zadawalające. Jeśli w końcu pojawi się progres, to już więcej nie będzie mi potrzeba do szczęścia. We wrześniu w planach mam Ultramaraton Kszubska Poniewierka. Fajnie by było znowu pojawić się i sponiewierać się na dystansie 100 kilometrów. Jednak na tą chwilę ciężko cokolwiek planować. Jedyne czego można być teraz pewnym, to kolejne wyjście na trening i bieg przed siebie.

Drzewo na tytułowym zdjęciu nie przewróciło się całkowicie. Oparło się o inne. Tak jakoś mi się skojarzyło, że nigdy nie upada się do końca i można liczyć na wsparcie w różnej formie. Pewnie będzie do wycięcia lub uschnie. Ale...



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Garmin Vivoactive 3 - szczera recenzja.

Mój pierwszy zegarek biegowy pochodził od firmy Garmin. Był to prosty Forerunner 10. Miał jednak kolosalną przewagę nad wbudowaną aplikacją w telefonie. Umożliwiał na bieżąco kontrolowanie tempa i dystansu biegu wprost z nadgarstka.  Do dnia dzisiejszego użytkowałem kilka różnych zegarków, aż pojawił się Garmin Vivoactive 3. Wiem że jest już wersja z numerem 4, ale czasem nie warto przepłacać. 

Kamizelka Evadict + kołczan na kije czyli zestaw obowiązkowy - recenzja.

Długo czekałem, aż taki zestaw pojawi się w Decathlonie. Do tego w tak atrakcyjnej cenie. Aby nie trzymać w napięciu podaję ceny już teraz: kamizelka biegowa - 99,00 zł kołczan na kije - 49,00 zł Jak łatwo zauważyć cennik firmy na literę "S" stratuje z o wiele wyższego poziomu. Można w tym momencie pomyśleć, że konkurencyjne rozwiązanie jest w takim razie lepsze pod względem wykonania czy też funkcjonalności. W końcu wyższa cena bierze się z jakiegoś powodu. Jak jest w rzeczywistości? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Nike Downshifter 7 - piekielne buty - recenzja.

Raptem około dwieście kilometrów przebiegnięte w tych butach i chyba mogę już coś napisać o tym modelu. Zwłaszcza że jest o czym pisać w kwestii właściwości termicznych, ale o tym na końcu niniejszego wpisu.