Aktualnie wszystko co robię to przygotowania do TUT w lutym przyszłego roku. Oczywiście nie wszystkie treningi są ukierunkowane typowo pod ultramaraton. Cały czas zmniejszam masę ciała. Dopóki nie osiągnę założonych rezultatów raczej nie wybiorę się na "górskie bieganie". Skłamałem!
W niedzielę nasz kraj nawiedził orkan o bardzo swojskiej nazwie. Akurat wtedy przebywałem na Mierzei Wiślanej w urokliwej miejscowości o nazwie Jantar. Postanowiłem wykorzystać ten czas na dłuższe bieganie. Jednak warunki atmosferyczne były dosyć trudne. Od rana padał deszcz i mocno wiało. Zastanawiałem się czy wyjście na zewnątrz ma sens. W końcu dostać w głowę kawałkiem gałęzi to nie jest najlepszy pomysł. Tak więc czekałem na minimalną poprawę pogody. W końcu pojawiły się przejaśnienia. Wykorzystałem to i pobiegłem w stronę morza i lasu.
Na początek zaserwowałem sobie jedną z większych górek na tym terenie. Jest to długie (kilka kilometrów) wydmowe wzniesienie, które oddziela pas nadmorski od lasu na mierzei. Podbieg jest trudny technicznie i zapewnia mocne kołatanie serca. Kiedy pojawiłem się na szczycie poczułem jak mocno wieje od strony morza. Biegłem w stronę plaży, ale to bardziej przypominało próbę chodzenia w tunelu aerodynamicznym niż bieg. Kiedy dotarłem do brzegu, stwierdziłem że plaża zmniejszyła się o połowę. Filmik poniżej ilustruje ten stan. W pewnym momencie musiałem uciekać przed falami. Ponadto porywy wiatru powodowały powstawanie na wydmach istnej "burzy piaskowej".
Po tych niewątpliwych atrakcjach skierowałem się ponownie do lasu. Tutaj już tak mocno nie odczuwałem wiatru i związanych z nim atrakcji. Jednak po wcześniejszym deszczu leśne drogi przypominały w pewnym sensie staw. Wielkie kałuże i błoto były standardem. Musiałem się przedzierać nie utwardzonymi szlakami. W butach zaczęła już powoli chlupać woda. Sytuacja nie należała do najprzyjemniejszych. Ale właśnie tak wygląda bieganie po lesie w takich warunkach pogodowych.
Taki stan trwał kilka kilometrów. W zamiarze tej wycieczki biegowej miałem przebycie dystansu około dwudziestu kilometrów, ale pogoda niestety zaczęła się załamywać. To był sygnał że trzeba zawracać. Ponownie wspiąłem się dosyć stromym podbiegiem na wielką leśną wydmę i przebiłem się na druga stronę lasu. Tam oczywiście zastałem podobne warunki drogowe jak po drugiej stronie lasu. Plusem było wygodne zejście po drewnianych schodach. Stopnie były tak dobrane, że idealnie zgrywały się z krokiem biegowym.
Kolejną wątpliwą atrakcją była budowana na skraju lasu ścieżka rowerowa. Jej aktualne podłoże to mieszanka ziemi i cementu. Każdy krok przypominał zapadanie się w błocie. Do tego zaczęło mocno padać. Zwiększyłem tempo i kierowałem się do miejsca startu. W Jantarze były już na ulicach spore kałuże. W niektórych miejscach musiałem nakładać drogi żeby przejść w miarę suchą stopą. W końcu dotarłem do punktu zbornego. W sumie przebyłem trochę ponad dziesięć kilometrów. Czyli o połowę mniej niż zakładałem. Ale moim zdanie to i tak dobry wynik w tych warunkach pogodowych. W zasadzie nie byłem pewien czy ten bieg w ogóle dojdzie do skutku.
Komentarze
Prześlij komentarz