W tym roku planuję starty w oficjalnych zawodach bardzo oszczędnie. W sumie to dokładnie tak samo jak w zeszłym roku. Można rzec że 1/4 występów już za mną, a mamy dopiero marzec. Czy to oznacza że się starzeję czy też może coś innego?
Najbliższy start to Jantarowy Przełaj na dystansie 21 kilometrów. Ale to dopiero w maju. Bieg bardzo ciekawy, urozmaicony i wymagający na pewnych odcinkach. Jeżeli pojawi się wysoka temperatura i słońce to można liczyć na niezapomniane wrażenia. W każdym razie polecam, zwłaszcza że każdy znajdzie coś dla siebie - jest kilka dystansów do wyboru.
Później długo nic się nie dzieje. W końcu nadchodzi wrzesień i duże wyzwanie dla organizmu. Na początek Bieg Westerplatte. Czyli mój bieg domowy. To będzie już mój piąty występ w tej imprezie. Jednak to tylko rozgrzewka przed tym co ma mnie czekać dwa tygodnie później. Stop!!! W tym momencie zorientowałem się że istnieje duże prawdopodobieństwo że nie wystartuję na Westerplatte w tym roku. Pierwotnie bieg był planowany na drugiego września. Jednak z przecieków wiem że może (a nawet będzie) to 16 września. Tutaj pojawia się problem. Dzień wcześniej planuję inny bieg.
Ultramaraton Kaszubska Poniewierka na dystansie 100 kilometrów. Jeżeli się uda dobiec do mety, to problematyczne staje się przebiegnięcie 10 kilometrów na drugi dzień. Jest to oczywiście możliwe, ale bardzo bolesne i nie wiem czy do końca zdrowe. Oczywiście ktoś może powiedzieć że bieg na dystansie 100 kilometrów jest niebezpieczny dla zdrowia. Ale to są dwie zupełnie odrębne sprawy. Dychę na drugi dzień można machnąć, ale to będzie raczej próba zmieszczenia się w limicie czasu, a nie normalny bieg. Muszę się dobrze zastanowić jak to rozegrać.
Wracając jednak do tytułu niniejszego wpisu, to tak naprawdę nie wiem co będzie dalej po Kaszubskiej Poniewierce. Nie w sensie kompletnie rozjechanego organizmu, ale chodzi mi o dalsze bieganie w przyszłości. Aktualnie "stówka" to mój priorytet. W zeszłym roku nie wyszło. Kontuzja, nadwaga i inne czynniki spowodowały to co się stało i uznaję to za przeszłość. Wyciągnąłem z tego odpowiednie wnioski i nauczyłem się kilku rzeczy. To była dobra szkoła biegowa. Teraz wiem więcej i mam zamiar to wykorzystać. Jednak kiedy uda mi się zdobyć mój aktualny biegowy "everest", to nie wiem co będzie później.
Lata lecą, ciało i organizm już nie te co kiedyś. Choć mam wrażenie że jest lepiej niż kiedykolwiek. Szybki już nie będę. Życiówek na klasycznych dystansach już raczej nie osiągnę. Pozostaje jedynie wytrzymałość, która wraz z wiekiem rośnie. Tutaj upatruje swoje największe szanse. Nie wyobrażam sobie ciągłego startowania na dystansach takich jak pół czy też pełny maraton. Może od czasu do czasu - dla różnorodności. Jedynie dystanse ultra mnie "kręcą". Ale pytanie brzmi jak długo tak można biegać? Cóż, czas i zdrowie pokaże.
Komentarze
Prześlij komentarz