W ramach ferii zimowych wyjechałem z nad morza nad morze. Konkretnie do Ustronia Morskiego. Nie był to pierwszy raz kiedy realizowałem w tym miejscu treningi. Jednak w tym roku skupiłem się na długim i dalekim bieganiu (jak na moje możliwości). Wszystko zostało podporządkowane pod Trójmiejski Ultra Track który odbędzie się 18 lutego 2017 roku.
Trasa biegowa jest bardzo malownicza, ale potrafi być wymagająca mimo swego płaskiego profilu. Składa się na to oczywiście aktualna pogoda. Ja akurat trafiłem na śnieg i wiatr. Świetne połączenie, zwłaszcza pod kątem treningu siły biegowej.
Wystartowałem w Ustroniu Morskim. Celem była latarnia morska w Kołobrzegu. Następnie powrót tą sama trasą.
Bieg zacząłem bardzo powoli wzdłuż promenady która ciągnie się cały czas równolegle do plaży. Owa promenada jest częścią międzynarodowego szlaku rowerowego Bike The Baltic.
Nawierzchnia początkowo była odśnieżona ale dosyć śliska. Potem pojawił się zalegający śnieg w miejscowości Sianożęty.
Po pięciu kilometrach dotarłem do Bagicza gdzie znajduje się lotnisko które było używane w czasie wojny przez Luftwaffe, później rozbudowane i będące w dyspozycji Wojska Polskiego. Aktualnie na terenie byłego lotniska nic się nie dzieje. Następna mijana miejscowość to Podczele, znajdująca się na siódmym kilometrze biegu. Trasa cały czas była zaśnieżona, co nie ułatwiało poruszania się. Dodatkowo wiał dosyć silny wiatr od północy.
Potem dotarłem do Ekoparku Wschodniego. Czyli nisko zalesionego terenu otoczonego wieloma ciekami wodnymi. Znajduje się tam również Solne Bagno. Wygląda to bardzo ciekawie, gdyż z jednej strony biegnie się wzdłuż morza i plaży, natomiast z drugiej znajduje się porośnięte drzewami i krzakami bagno. Dodatkowo trasa w tym miejscu prowadzi po wąskim drewnianym moście.
Następnie droga prowadziła po klifie, który w wyniku sztormów był w wielu miejscach podmyty i zniszczony. Okolice jedenastego kilometra to początek Kołobrzegu. Trasa wiodła wzdłuż hoteli, pensjonatów i oczywiście morza.
W końcu dotarłem do molo w Kołobrzegu, następnie minąłem pomnik Zaślubin Polski z Morzem i znalazłem się u celu swojej wyprawy czyli pod latarnią morską. Obiekt zniszczony w czasie działań wojennych w 1945 roku. Potem odbudowany.
Dalej już biec nie mogłem, rzeka Parsęta dosyć skutecznie to utrudniała. Był to około piętnasty kilometr, czyli połowa wycieczki. Łatwiejsza połowa. Trzeba było jeszcze wrócić. Specjalnie się nie spieszyłem. na bieżąco uzupełniałem płyny i podjadałem batony energetyczne. Ponadto postanowiłem wpleść kilkuminutowe marszy, umiejętność która może bardzo się przydać na ultramaratonie, a do której trudno się zmusić kiedy się biegnie.
Jednak w okolicach dwudziestego siódmego kilometrach stało się to czego się obawiałem. Powtórka z mojego debiutu maratońskiego. Z każdym krokiem narastał ból łydek (na szczęście bez skurczu uda które prawie wyeliminowało mnie z maratonu). W tym momencie przejście do marszu nie było elementem treningu ale koniecznością. Od tego momentu był to w zasadzie marszobieg. W końcu jakoś dotarłem do Ustronia Morskiego i osiągnąłem metę tej wycieczki biegowej. Potem był basen, sauna i regeneracja.
Trasa wyniosła w sumie około trzydziestu kilometrów. Czas trwania to trzy i pół godziny (wliczając w to wszystkie przystanki i marsze). Zdaję sobie sprawę że na TUT kryzys przyjdzie w okolicach trzydziestego kilometra. Pozostaje tylko kwestia czy sobie z nim poradzę. Mam jeszcze około miesiąca aby zniwelować ryzyko. Chociaż wiem że treningowo już wiele nie zdziałam. Pozostaje w zasadzie odpowiednie nastawienie psychiczne...
Komentarze
Prześlij komentarz