W tym roku znowu urlopowałem się na greckiej wyspie Zakintos. Jednak wybrałem północne rubieże zamiast południowych. Plusem tej miejscówki jest trochę niższa temperatura odczuwalna, a jest to spowodowane przez dość silny wiatr od strony morza. Powoduje to że chęć do treningu w takich okolicznościach zdecydowanie wzrasta. Planowałem w ciągu dwunastu dni pobiegać chociaż ze cztery razy (w końcu to urlop). Skończyło się jednak tylko na dwóch wyjściach w teren. Wszystko przez zbyt ekstremalne wybryki na basenie, ale o tym później.
Już drugiego dnia postanowiłem pozwiedzać okolicę korzystając w tym celu z własnych nóg i opierając się na tempie wyższym niż spacerowe. Pobudka chwilę po szóstej rano (w Polsce to po piątej) i pobiegłem w nieznane, a dokładnie nad morze. Początkowo poruszałem się po głównej drodze, gdzie nie ma nawet centymetra chodnika. Trzeba było uważać na przejeżdżające pojazdy i mieć oczy dookoła głowy. Po kilkunastu minutach i kilku skrętach w mniejsze uliczki znalazłem się na pustkowiu pozbawionym ludzkiej obecności. Choć w okolicy były jakieś domy, to częściej spotykałem koty, konie, kury czy też owce. Trasa była o tyle ciekawa że miałem po drodze kilka podbiegów i zbiegów o sporym nachyleniu. Można było trochę poćwiczyć siłę biegową i nie tylko.
W tym momencie temperatura powietrza wynosiła już grubo ponad dwadzieścia kresek, ale ja już czułem bryzę od morza. Jako że było chwilę po świcie to liczyłem że zobaczę wschód słońca i się nie zawiodłem. Kiedy dobiegłem do plaży pojawiły się pierwsze promienie słoneczne. Widok był jedyny w swoim rodzaju. Morze, słońce, a w tle kolejna wyspa - Kefalonia. To była nagroda za wczesne wstawanie będąc na urlopie.
Ku mojemu zdziwieniu po drodze spotkałem kilku biegaczy, którzy bez problemu odpowiadali na machnięcie ręką. Taka drobnostka, a poczułem się jak w domu. Następnie pobiegłem wzdłuż promenady i skierowałem się do miasteczka Alykanas. Kiedy już tam dotarłem, ponownie zawróciłem w stronę morza i pobiegłem na kolejną plażę, która znajdowała się bliżej miejscowości Alykes. Udało mi się jeszcze na chwilę załapać na wschód słońca i mogłem powoli wracać.
Wracałem tą samą trasą którą przybiegłem, a więc mogłem ponownie zaliczyć kilka podbiegów i spotkać kilka biegających luzem zwierząt. Takie to właśnie okoliczności przyrody miałem w trakcie mojej wycieczki biegowej. Nie ukrywam że korciło mnie żeby spróbować wdrapać się na któryś ze szczytów, które mijałem po drodze. Jednak nie byłem pewien czy moje ubezpieczenie turystyczne obejmuje takie wspinaczki.
Po dotarciu do miejsca startu miałem już opanowaną trasę na kolejne wypady. Całość wyniosła trochę ponad osiem kilometrów. Niby niewiele, ale wystarczającą żeby nie rozleniwić się na wakacjach. Jednak taki bieg udało mi się powtórzyć jeszcze tylko jeden raz. Kilka dni później, w trakcie któregoś tam skoku do basenu (z wodą) nabawiłem się niezbyt przyjemnego urazu. Rozerwałem skórę na czubku dużego palca prawej stopy. Skutek był taki że poruszanie się w butach było możliwe tylko po zagojeniu się rany. Trochę żałowałem że nie nie miałem sandałów do biegania. Jednak bardziej obawiałem się, że mocno przytyję zajadając się specjałami hotelowej restauracji i brakiem ruchu w postaci biegu. Na szczęście nie przybyło zbyt wiele (bo że przytyję to wiedziałem), raptem zyskałem niewiele ponad kilogram dodatkowej masy. Uff!!! Urlop mogłem zaliczyć do udanych.
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWzajemnie.
Usuń