Przejdź do głównej zawartości

Filozofia biegania.

"Systematyczne i krytyczne rozważania na temat podstawowych problemów i idei, dążące do poznania ich istoty, a także do całościowego zrozumienia świata". Tak właśnie brzmi definicja filozofii według pewnej encyklopedii. Dodając do tego słowo "bieganie", powstaje ciekawy twór, który trudno umieścić w jakiś konkretnych ramach poznawczych. Powodem tego stanu jest to, że trudno znaleźć encyklopedyczne wyjaśnienie pojęcia biegania. Jest jogging, biegi lekkoatletyczne, przełajowe i wiele innych. Jednak samo bieganie nie jest zdefiniowane jako pojedyncze pojęcie. Dlatego też każdy ma swoja własną filozofię biegania. Składają się na to różnego rodzaju warunki środowiskowe, socjologiczne czy też psychologiczne. 



Mój przypadek nie jest jakoś szczególnie odosobniony. Biegam bo lubię. Kolejny frazes nic nie mówiący. I tak w istocie jest. To że coś sprawia przyjemność, ma swoje odbicie w konsekwencjach i efektach tego działania. W przypadku szybszego poruszania dolnymi kończynami, konsekwencje i efekty są mocno ze sobą powiązane. Biegasz - będziesz dłużej żył. Chwytliwe, nawet lekko trywialne, ale warte zastanowienia. 

Ale pewnie dłuższe życie wymaga jakiegoś poświęcenia? Bardzo dużego. W konsekwencji dużo Cię ominie. Koniec z obżarstwem. Nie będzie już wielkiej pizzy, tłustej golonki i innych frykasów. Nie popijesz już tyle co wcześniej. Może abstynencja będzie doskonałym wyborem? Konsekwencje chęci dłuższego życia na tym padoku są spore. W sumie można je uznać za poświęcenie pewnych przyzwyczajeń, nawyków i nałogów, w celu osiągnięcia konkretnych efektów. Pracy sporo, ale jakie wyniki mogą być!

Jednak po pewnym czasie okazuje się że to nie wszystko. Konsekwencje biegania to też inne aspekty, wcześniej może nie znane. Kontuzje się zdarzają. Gorzej jak są przewlekłe. Trenuje, staram się, osiągam zamierzone cele, a tu rzepka do wymiany. To boli zarówno fizycznie i psychicznie. 

Mimo wszystko, cały czas z tyłu głowy człowiek ma poczucie że robi coś pozytywnego i wartego tego poświęcenia. Filozofia na której się opiera musi przecież przynieść oczekiwane efekty. W sumie już jakieś są. Brak zadyszki przy wchodzeniu po schodach, tętno spoczynkowe spadło, sylwetka jakaś inna, ogólne samopoczucie lepsze. Tak! Będę dłużej żył!

Wszystko fajnie i poprawnie. Przychodzi jednak taki moment, kiedy coś jednak nie do końca działa, tak jak powinno. Cała ta sytuacja nazywa się kryzysem. Te kilka kawałków pizzy przecież nie zaszkodzi. To że nie wyjdę na trening to nie problem. Pada przecież. Kolejne dni mijają, a sytuacja się nie zmienia. Nagle okazuje się że połowę osiągnięć szlag trafił. Rodzi się żal i pretensje do samego siebie. Po co mi to wszystko? Nie tak przecież miało być. Miałem kroczyć jasno zaplanowaną ścieżką. To miała być droga samuraja. Filozofia Kaizen to "pikuś" przy mojej biegowej filozofii. 

Wszystko zaczyna się od nowa. Prawie od nowa. Znów mozolna walka z kilogramami i konsekwencjami "poluzowania". Znowu trzeba budować formę. Znowu mnie wyprzedzają na ulicy, kiedy ciężko oddycham i łapię w płuca powietrze, a wiatr wieje prosto w twarz. Po co mi to wszystko? Kosztuje mnie to tyle wysiłku i poświęcenia. Może to jest bez sensu? Nie trzeba było budzić demona. Teraz już nie odpuści i będzie mnie gonił do końca życia. Wykończy mnie szybciej niż moje stare nawyki. Ciągła sinusoida nastrojów zabija moje szare komórki. To wszystko skończy się na kozetce, w zamkniętym gabinecie. Nikt nie mówił że to ma wpływ na psychikę. Miałem tylko uleczyć ciało, a nie walczyć z duszą.  Czy tak ma właśnie wyglądać bieganie? Ciągłe padanie i powstawanie? To jest właśnie ta filozofia? Nie, to nie jest filozofia biegania. To wszystko to część czegoś o wiele większego. To filozofia życia.

Tak sobie cały czas wmawiam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Garmin Vivoactive 3 - szczera recenzja.

Mój pierwszy zegarek biegowy pochodził od firmy Garmin. Był to prosty Forerunner 10. Miał jednak kolosalną przewagę nad wbudowaną aplikacją w telefonie. Umożliwiał na bieżąco kontrolowanie tempa i dystansu biegu wprost z nadgarstka.  Do dnia dzisiejszego użytkowałem kilka różnych zegarków, aż pojawił się Garmin Vivoactive 3. Wiem że jest już wersja z numerem 4, ale czasem nie warto przepłacać. 

Kamizelka Evadict + kołczan na kije czyli zestaw obowiązkowy - recenzja.

Długo czekałem, aż taki zestaw pojawi się w Decathlonie. Do tego w tak atrakcyjnej cenie. Aby nie trzymać w napięciu podaję ceny już teraz: kamizelka biegowa - 99,00 zł kołczan na kije - 49,00 zł Jak łatwo zauważyć cennik firmy na literę "S" stratuje z o wiele wyższego poziomu. Można w tym momencie pomyśleć, że konkurencyjne rozwiązanie jest w takim razie lepsze pod względem wykonania czy też funkcjonalności. W końcu wyższa cena bierze się z jakiegoś powodu. Jak jest w rzeczywistości? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Nike Downshifter 7 - piekielne buty - recenzja.

Raptem około dwieście kilometrów przebiegnięte w tych butach i chyba mogę już coś napisać o tym modelu. Zwłaszcza że jest o czym pisać w kwestii właściwości termicznych, ale o tym na końcu niniejszego wpisu.