Mój sposób poruszania się w czasie biegu wymaga jeszcze wielu poprawek. To jak biegnę stanowi o końcowym wyniku (dłuższy i szybszy bieg przy mniejszej stracie energii). Czasem jak spojrzę na swój cień, to mam wrażenie że to nie ja biegnę tylko jakiś przysłowiowy "szuracz". Staram się poprawić swoją sylwetkę, ale nie zawsze mi to wychodzi. Jednak problem leży zupełnie gdzie indziej i zaczął się długo przed moim bieganiem.
Lata na kanapie, siedzący tryb życia i pracy. To moim zdaniem główne powody takiej a nie innej sylwetki w trakcie biegu. Poprawa spowoduje polepszenie wyników poprzez zwiększenie ekonomiki biegu. Wpływ na to ma wiele zmiennych. Całą rekonstrukcję zacząłem jakiś czas temu, skupiając się na sposobie oddychania. Chwilę to trwało, ale się udało. W tej chwili wdech wykonuję nosem, natomiast wydech ustami. Powoduje to lepsze wykorzystanie przepony, a co za tym idzie poprawę (wyprostowanie sylwetki) oraz lepszy pobór tlenu.
Kolejna sprawa to ustawienie osi sylwetki do podłoża. Ideałem jest lekki pochylenie, ale całego ciała. Czasem to się nie udaję. Wtedy jestem zgięty tylko w pasie. Wyglądam jakby ktoś przetrącił mi kręgosłup. Kluczem jest tutaj wzmocnienie mięśni brzucha i grzbietu.
Ponadto bardzo ważnym elementem jest sposób stawiania stóp (lub jak kto woli sposób lądowania). Buty z dużą amortyzacją powodują nieświadome lądowanie na pięcie. Wystarczy jednak przebiec się boso, to automatycznie lądujemy na palcach. To taka reakcja obronna organizmu, aby ochronić newralgiczne miejsca stopy. Moim zdaniem żadne z tych rozwiązań nie jest dobre. Najbardziej produktywne jest wykorzystanie śródstopia. Najlepiej ułatwia odbicie i jest najbezpieczniejsze dla stawów.
Największą moją bolączką jest garbienie się. Zwłaszcza w końcowej części dłuższego biegu zakrywam się ramionami. Powodowane jest to między innymi dziwnym nawykiem patrzenia pod stopy, tak jakbym omijał dziury w asfalcie. Najlepiej (o ile nie jest to bieg przełajowy), ogarniać wzrokiem sto metrów do przodu. Pomóc ma mi także ustawienie rąk wzdłuż ciała (odpychanie się niewidzialnymi kijami) a nie w poprzek (czyli "zasiali górale"). Ponadto ręce powinny zachować kąt prosty (ramie w stosunku do przedramienia). Ostatnio próbowałem tej metody i efekty były pozytywne. Czułem się co prawda jakbym biegł z kijkami na nartach biegowych, ale efekt końcowy jest w tym przypadku najważniejszy.
Teraz pozostaje mi liczyć że wszystkie te moje spostrzeżenia da się wprowadzić w życie i przyniosą zamierzone efekty. Jednak trochę to potrwa, ale nie od razu Rzym zbudowano.
Komentarze
Prześlij komentarz