Przejdź do głównej zawartości

"Quick Charge" czyli urlop na Szczelińcu Wielkim.

Jak co roku miały być tropiki, ale ze względu na panującą sytuację nie były. Jednak urlop trzeba wykorzystać i padło na Kotlinę Kłodzką. Dla mnie jako biegacza, była to szansa na na kilka stromych podbiegów i zbiegów oraz chwila na odpoczynek i przysłowiowe naładowanie baterii.


Góry Stołowe. Ostatni raz byłem tam jako naprawdę małe dziecko. Teraz po wielu latach trafiłem tam ponownie. Nie są to specjalnie wysokie szczyty do zdobycia, ale za to mocno strome i o ciekawej budowie. Moim głównym celem był Szczeliniec Wielki (919 m n.p.m.). Najwyższa góra w okolicy z bardzo łatwym podejściem. Zejście jest już trochę trudniejsze, ale za to bardzo emocjonujące. 


Start tej wycieczki rozpoczyna się od wyboru wejścia po lewej stronie. Schody po prawej stronie, to wyjście. Podejście jest w miarę łagodne. Składa się głownie z kamiennych schodów (podobno 665) i kilku płaskich odcinków. Jest miło i przyjemnie. Podejście nie wymaga szczególnego wysiłku. Po drodze można podziwiać sporo skalnych bloków w otoczeniu świerkowego lasu.


Pod koniec wędrówki docieramy do przełęczy, która łączy Szczeliniec Wielki z Małym. Od tego miejsca pozostaje już krótka droga na szczyt i możliwość podziwiania niesamowitych widoków.


Na górze znajduje się schronisko oraz taras widokowy. Nie będę się rozpisywał. Wystarczy spojrzeć.



Od tego miejsca trzeba podjąć ważną decyzję. Są dwie możliwości. Zejście tą samą trasą, którą wchodziliśmy lub dodatkowo płatna trasa turystyczna. Polecam oczywiście bramkę numer dwa. Dopiero od tego miejsca zaczynają się konkretne emocje. Tak naprawdę wtedy można dostać się na szczyt. Znajduje się tam masyw skalny zwany "Fotelem Pradziada". Zresztą tego typu nazwy można spotkać jeszcze kilka razy.



Samo zejście nie do końca nim jest. Wędrówka jest pewną sinusoidą podejść i zejść. Po drodze mijamy kolejne charakterystyczne skały o wdzięcznych nazwach. Niektóre przejścia faktycznie zasługują na miano szczelin. Skały działają jak naturalna klimatyzacja. Na stromych odcinakach mamy do dyspozycji poręcze lub łańcuchy. Jest trochę błota i wody. Sandały nie są wskazane. 


Moim faworytem była głęboka na 25 metrów szczelina o nazwie "Piekiełko". Robi niesamowite wrażenie i zagrała też w pewnym filmie. 


W końcu trafiamy na kolejny punkt widokowy. Z tego miejsca droga już faktycznie prowadzi w dół.


Jak już wspomniałem wyprawa jest czysto rekreacyjna. Nie wymaga szczególnego przygotowania. Daje dużo satysfakcji i radości. W sumie można ją przebiec, co faktycznie ma miejsce. Dzień po mojej wyprawie odbył się tu jeden z biegów Super Maratonu Gór Stołowych - Labirynt Run. Czemu o tym nie wiedziałem!!!??? No tak, urlop miałem.









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Garmin Vivoactive 3 - szczera recenzja.

Mój pierwszy zegarek biegowy pochodził od firmy Garmin. Był to prosty Forerunner 10. Miał jednak kolosalną przewagę nad wbudowaną aplikacją w telefonie. Umożliwiał na bieżąco kontrolowanie tempa i dystansu biegu wprost z nadgarstka.  Do dnia dzisiejszego użytkowałem kilka różnych zegarków, aż pojawił się Garmin Vivoactive 3. Wiem że jest już wersja z numerem 4, ale czasem nie warto przepłacać. 

Kamizelka Evadict + kołczan na kije czyli zestaw obowiązkowy - recenzja.

Długo czekałem, aż taki zestaw pojawi się w Decathlonie. Do tego w tak atrakcyjnej cenie. Aby nie trzymać w napięciu podaję ceny już teraz: kamizelka biegowa - 99,00 zł kołczan na kije - 49,00 zł Jak łatwo zauważyć cennik firmy na literę "S" stratuje z o wiele wyższego poziomu. Można w tym momencie pomyśleć, że konkurencyjne rozwiązanie jest w takim razie lepsze pod względem wykonania czy też funkcjonalności. W końcu wyższa cena bierze się z jakiegoś powodu. Jak jest w rzeczywistości? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Nike Downshifter 7 - piekielne buty - recenzja.

Raptem około dwieście kilometrów przebiegnięte w tych butach i chyba mogę już coś napisać o tym modelu. Zwłaszcza że jest o czym pisać w kwestii właściwości termicznych, ale o tym na końcu niniejszego wpisu.