Nie ja wymyśliłem tytuł tego wpisu. To słowa jednego z biegaczy i uczestnika słynnego Sparthatlonu. Jest nim Balazs Simonyi. Jakiś czas temu miałem okazję obejrzeć film dokumentalny pod tytułem "Ultra". Balazs jest jego reżyserem, a także jednym z głównych bohaterów. Film opowiada o biegu na dystansie 246 kilometrów czyli o Sparthatlonie. Jednak nie ma tu opowieści o zwycięzcach czy też biegaczach z ścisłej czołówki. Fabuła skupia się na zwykłych zawodnikach i ich życiu oraz związanych z tym problemach. Reżyser często dzieli się z widzami wieloma ciekawymi spostrzeżeniami na temat swojej przygody z bieganiem. Padają ciekawe stwierdzenia w stylu "narkomani gubią zęby, a ja gubię paznokcie". Takich porównań jest więcej, ja jednak chciałbym się skupić na tym tytułowym, związanym z lustrem.
Zdaję sobie sprawę że nie wszyscy są w stanie do końca zrozumieć o co mi dokładnie chodzi. Jednak chciałbym to zmienić. Tekst ten kieruję właśnie do osób zaczynających biegać i chcących zaprzyjaźnić się z tą formą ruchu na dłużej. Nadchodząca wiosna jest ku temu znakomitą okazją.
Wracając do sedna sprawy, tytuł można interpretować na kilka sposobów. Osobiście odczytuję to w dosyć przewrotny, a zarazem dosłowny i tym samym prosty i trywialny sposób. Lustro w tym wypadku jest odbiciem aktualnego stanu fizycznego i psychicznego oraz swego rodzaju motorem napędowym. Biegając człowiek zmienia się... Nie tylko fizycznie, ale też mentalnie. W pewnym momencie wpada w swoisty nałóg. Jeżeli towarzyszą temu sukcesy, to już jest prawdziwa euforia. Jednak z biegiem czasu pojawiają się też te gorsze chwile. W sumie jest to pewnego rodzaju sinusoida. Dokładnie tak jak w życiu codziennym. Są wzloty i upadki.
Reżyser wspomnianego dokumentu (co celowo pominąłem) dodał jeszcze jedno zdanie, a właściwie dwa słowa. Stwierdził on, że czasem nienawidzi biegania bo jest ono właśnie jak ciągłe spoglądanie w lustro. Można to dosyć szybko i chyba łatwo wyjaśnić. W zwierciadle zwanym bieganiem odbija się codzienne życie. Jego trudy są przenoszone na wysiłek fizyczny i psychiczny, ale też sytuację można odwrócić. Czasem trudno jest to znieść, ale satysfakcja z pokonania na przykład danego dystansu daje siłę i energię. Te wartości przekładają się na możliwość bardziej sprawnego funkcjonowania w codziennym otoczeniu. Ponadto daje poczucie kontroli nad wieloma aspektami związanymi nie tylko z bieganiem.
W moim przypadku, kiedy wychodzę na trening i robię to z chęcią, to wiem że jest to normalna sytuacja. Kiedy nie mam ochoty trenować, to mimo wszystko coś podświadomie mnie zmusza do ruszenia się i wyjścia na świeże powietrze. Wiem że jeśli teraz tego nie zrobię to następnym razem będzie trudniej i mniej przyjemnie. Spojrzenie w lustro może spowodować brak akceptacji dla siebie samego. Tym samym przysłowiowy spadek morale. Taka sytuacja nie jest wskazana. Wychodzę więc na trening i biegnę. W tym momencie mam wrażenie że jestem trochę niewolnikiem tego wszystkiego, ale z drugiej strony akceptuję taki stan rzeczy. Mogę stwierdzić, podobnie jak Simonyi, że czasem tego nienawidzę, ale właśnie to bieganie odzwierciedla mój stosunek do siebie samego. Pokazuje że mam siłę, motywację i jakieś ambicje. Jeśli nie biegam to tracę po części te wartości. Źle się z tym czuję, mam w pewnym sensie poczucie winy.
Nie chcę tu oczywiście generalizować i stwierdzać że jak ktoś nie biega to nie jest silny mentalnie. Po prostu chciałem przedstawić swój przypadek i pokazać jak to funkcjonuje i wygląda z mojej perspektywy. Ta forma ruchu jest odbiciem mnie samego, zarówno w życiu, jak i w sporcie. Żałuję tylko że tak późno to zrozumiałem, ale jak mawiają, lepiej późno niż wcale.
Mam nadzieję że chociaż trochę wyjaśniłem o co mi tak naprawdę chodzi i osoby postronne spojrzą na ten temat bardziej wyrozumiale. Zdaję sobie sprawę że może moje wywody mogą wydawać się płytkie w swoim przekazie, ale tak to właśnie widzę i odczuwam. Tym czasem idę ponownie spojrzeć w lustro. Mam wrażenie że już w najbliższym czasie zacznie odbijać się w nim słońce.
Komentarze
Prześlij komentarz